Każdy z nasz ma jakiegoś pisarza, do którego chętnie wraca. Autora, którego książki dosłownie łyka jak pelikan. Jedni mają tak z twórczością Mroza, inni z Kingiem, a jeszcze inni z Danem Brownem. Ciężko stwierdzić czy to ten sam poziom literackiego talentu czy po prostu nisza, którą ona przejęła nieco ją blokuje, ale niejednokrotnie przecież robiła sobie odskocznie i czytając moje recenzje sami przekonacie się jak dobre mam doświadczenia z jej czysto kryminalnymi powieściami. “Garstka z Ustki”, a potem “Gracje z Ustki” pokazały, jak idzie jej snucie intryg i zagadek których nie powstydziłaby się Agatha Christie. Dlatego też nie wstydzę się nazwać głupcem, bo “Dzikie dziecko miłości” kompletnie mnie zmyliło swoim tytułem i spodziewałem się jakieś ciepło-gorzkiej historii z przeszłości Dory Wilk. Myślałem, że tu chodzi o nią jej przeszłość jej dzieciństwo. W końcu kod genetyczny który w sobie nosi jest tak nietuzinkowy, że sam Darwin by się zastanawiał jak ewolucja mogła stworzyć taką istotę. Znalazłem w tej książce jednak coś o niebo lepszego. Znalazłem mrok, potwora skrywającego w ludzkim ciele, postacie obdarzone przeze mnie dozgonną miłością oraz sprawę wyciągniętą żywcem z najlepszych amerykańskich seriali.
Dora Wilk jest namiestniczką, czyli jednoosobową jednostką do zadań specjalnych do których należy dbanie o porządek w Thornie. Pojawia się jednak sprawa, która może ją przerosnąć. Na ziemi okolicznej watahy zostają odnalezione ciała dziewcząt w różnym stadium rozkładu. Co jednak najdziwniejsze jeden z grobów został rozkopany od środka, a ślady stóp na mokrej ziemi jawnie wskakują, że ktoś stamtąd wyszedł. To jednak początek problemów, zwłaszcza gdy na światło dzienne zaczynają wychodzić kolejne wątki, a liczba ofiar rośnie z każdą minutą. Czyżby seryjny morderca tak dobrze się maskował, że jego obecność uszła uwadze czujnych oczu sprawiedliwości, a może jest w tym jakieś drugie dno.
Teraz powinny być fajerwerki, owacje na stojąco i co tam jeszcze przyjdzie do głowy. Od siebie mogę dorzucić wszystkie fantastyczne nagrody literackie do końca przyszłej dekady. Może najpierw powinienem się zorientować, ile to jest. Mniejsza jednak z tym. Ta książka to numer jeden wśród wszystkiego co do tej pory Jadowska napisała. Nie tylko ze względu na grubość, bo jednak 528 stron pojedynczej powieści spod jej pióra to chyba rekord. W grę chodzą tu również bohaterowie, których mamy ogrom z dobrze nam znanym Witkacym, Katią czy też Romanem na pierwszych miejscach. Do tego pojawia się Bogna, która chyba najbardziej skradła moje serce, a której postać od dawna mnie ciekawiła. Pojawiała się bowiem w innych powieściach mających miejsce później w chronologii tego uniwersum czy tylko we wspomnieniach Dory. Dla mnie to taka bardziej fantastyczna wersja Dr Temperance Brennan z "Kości". Mam nadzieję, że ten tytuł nie jest wam obcy, bo zastanowię się dobrze nad nasza znajomością. Takie pytanie do autorki. Czy planuje na jej drodze postawić Thornową wersję Bootha?
Czemu jednak o nich wspominam? Jest ich dużo. Powiedziałbym, że ogrom i nie są oni tylko statystami w tej powieści, a bardziej pełnoprawnymi trybikami, bez których ta machina nie ruszy z miejsca. Ta równowaga, harmonia tego wszystkiego sprawiają, że miałem ochotę piszczeć przy każdym rozdziale. Na szczęście się opanowałem, bo większość słuchałem w autobusie, a i tak dziwnie na mnie patrzyli, gdy uśmiechałem się albo płakałem “bez powodu”. Ciężko jednak było zachować się inaczej, gdy trafiali na kolejne tropy albo na jaw wyszło co spotkało tak naprawdę kobiety znalezione w lesie. Nawet teraz gdy o tym myślę nóż mi się w kieszeni otwiera i zastanawiam się, gdzie świat zmierza, bo jestem świadom, że nie jest to wymysł literacki, a takie przypadki mają miejsce w rzeczywistości. Tacy zbrodniarze to nie zwierzęta, bo to obraża całą faunę tego świata. To bestie pozbawione emocji i uczuć. Nie jest to spoiler, a nawet jeżeli jest to niewielki, bo uwierzcie mi takiej fabuły jeszcze nie widziałem.
Tyle wątków oraz nieodkrytych ścieżek w żadnej książce Anety Jadowskiej nie było. Przeczytałem większość jej powieści (prócz Heksalogii o Dorze Wilk) i chyba z siedemdziesiąt procent opowiadań, ale w żadnym z nich nie było to tak rozbudowane. Nawet nie wiem, jak to nazwać. Czytałem, czytałem, a raczej słuchałem i ciągle trafiałem na coś nowego. Konstrukcja całej powieści jest bardzo nieoczywista i trochę pokręcona w dobrym tego słowa znaczeniu. Nic nie zostaje czytelnikowi podane na tacy, a sposób w jaki całość zostaje opowiedziana porusza nie tylko umysł, ale i serce. Trudne tematy, mrok i dziesiątki innych rzeczy ukryte są w tych stronach. To z nimi czytelnik będzie musiał się zmierzyć. Wygra jednak. Tak jak i Dora, która pociągnie winnego do odpowiedzialności i do happy endu, na który wszyscy będziemy czekać.
To fantastyczny kryminał czy jednak kryminał z elementami fantastycznymi? Tutaj nie da się dobrze odpowiedzieć i wydaje mi się, że wielbiciele obu gatunków mogą tu znaleźć coś dla siebie. W końcu zagadki nie rozwiązuje się czytając z kryształowej kuli czy odczytując w indiańskim namiocie co duchy przodków mają do powiedzenia. Wiele z tego co tu widzimy to czysta nauka. Dlatego tak bardzo podoba mi się postać Bogny. Myśląca bardzo racjonalnie podejście do swojej pracy. Widzimy, jak obserwuje kości, znajduje na nich ślady ostrza czy też po stopniu rozkładu ciała jest w stanie powiedzieć, kiedy ofiara zmarła. Wie jednak, ile jest zmiennych w magicznym świecie i z ogromną przyjemnością obserwowałbym, jak odkrywa ten świat. W końcu nikt do tej pory nie stworzył magicznego patologa. Jadowska szaleje pod tym względem i to grubo.
Mam nadzieję, że nie zdradziłem zbyt wiele z fabuły i wybaczcie, że recenzja ta przedłużyła się aż tak bardzo. Trudno jednak być oszczędnym w słowach, gdy tyle emocji dosłownie wylewa się z umysłu czytelnika tuż po przeczytaniu książki. “Dzikie dziecko miłości” to dla mnie fenomen na polskiej scenie fantastycznej. Bije na łopatki “Akta Harry'ego Dresdena” oczywiście w wersji książkowej czy też serialowego “Lucyfera”, “Castla” i “Kryminalne zagadki Nowego Yorku” razem wzięte. Nie chce znowu powtarzać, ile tu się dzieje, ale tak wysublimowanej równowagi dawno nie widziałem. Wszystko tu jest na swoim miejscu. Od samego początku, aż do ostatniej strony. Wspaniale było oglądać kooperację tylu znanych mordeczek i kilku nowych oraz przekonać się, że Dora nie jest taka wszechmogąca za jaką ją uważałem. Słabości ludzi to najlepsze co może przytrafić się dobrej fantastyce i to tu otrzymujemy. Niech mi tylko ktoś odpowie na jedno pytanie. Co potem stało się z duchowym kotem? Moja ocena to 6/5.
Tytuł: Dzikie dziecko miłości
Autor: Aneta Jadowska
Ilustracje: Magdalena Babińska
Wydawca: Sine Qua Non
Data wydania: 15 maja 2019
Liczba stron: 528
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 135 x 210 mm
ISBN-13: 9788381294706
Cena: 54,99 zł
28 września 2025
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz