Tryb noc/dzień

8 października 2022

Sandman

4
Zawsze mi się wydawało, że najtrudniej jest zekranizować gry komputerowe, które mimo szkieletowej fabuły mają dość specyficzne tempo i nie zawsze ich charakter da się odpowiednio przenieść na wielki czy też ten nieco mniejszy ekran bez większego przerabiania całej historii. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że jest jeszcze jedna forma równie trudna w przeróbce. Mowa tu o komiksie zwłaszcza, gdy jego autorem jest nie, kto inny jak Neil Gaiman. Człowiek z niesamowitą wyobraźnią i dość sporą pulą nagród literackich. Dzisiaj jednak wezmę się za „Sandmana”, którego od jakiegoś czasu można oglądać na Netflixie. Zanim jednak opowiem o fabule to chce zwarcic uwagę, że komiksu nie czytałem wiec nie będzie tu porównania obu tych dzieł.

Roderick Burgess (Charles Dance) jest bogaczem i ekscentrykiem zgłębiającym okultystyczną wiedzę. Po stracie syna postanawia wezwać samą Śmierć by zmusić ją do wskrzeszenia go. Niestety na jej miejscu pojawia się ktoś zupełnie inny. To Sen (Tom Sturridge) władca krainy snów, niezdolny niestety do takich cudów. Z tego właśnie powodu zostaje on zniewolony na długie lata, co powoduje ogromne spustoszenie na całym świecie. Dopiero w wyniku małej zdrady udaje mu się uciec. Niestety w czasie jego nieobecności stracił swoje insygnia, a królestwo, którym niegdyś władał popadło w ruinę. Przed nim mnóstwo pracy, która zmusi go do innego spojrzenia na ludzkość.

Przyznam szczerze, że po pierwszym odcinku nie byłem do końca pewnym czy chce brnąć w tę historię dalej. Wydawała mi się ona po prostu dziwna. Co takiego człowiek, którego najbardziej kojarzyłem piaskowym ludkiem ze „Strażników Marzeń” mógłby mi zaoferować. Z czasem jednak zrozumiałem, że daleko mu do tamtej dobrodusznej postaci. Morfeusz, którego tu poznajemy jest arogancji i bezwzględny w wykonywaniu powierzonych mu zadań. Ma ludziom dawać sny, a nie wszystkie one muszą być szczęśliwe.

Teraz by się przydały fanfary albo dźwięk skrzypienia drzwi żeby nadać wszystkiemu odpowiedniego charakteru, bo tej produkcji naprawdę niedaleko jest do horroru. Widać tu mrok, niepokój oraz to, co znajduje się głęboko w ludzkich sercach jak i umysłach („24/7”, „Kolekcjonerzy”). Nie wypełnia on jednak wszystkich odcinków, bo największy ładunek pozytywnych emocji mamy szansę otrzymać w epizodzie zatytułowanym „Dźwięk jej skrzydeł” gdzie Sen spotyka swoją siostrę, która pomaga mu inaczej postrzegać ludzi, którzy tak go skrzywdzili. Ogólnie większość odcinków mogłaby funkcjonować, jako osobne byty, bo opowiadają swoje własne historie a łączy je tylko postać Morfeusza.

Mimo wielu negatywnych opinii, co do wyboru obsady. Tak jak wspominałem nie wiem jak się oni mają do pierwowzoru to moim zdaniem wszyscy zostali obsadzeni rewelacyjnie. Tom Sturridge cudownie oddaje charakter swojej postaci tą groteskową osobowość połączoną z chłodnym profesjonalizmem. Sama jego aparycja oraz kostium idealnie wkomponowują się w całość. Podobnie jest z resztą obsady, chociaż pod względem kreacji aktorskiej Tomowi może zagrozić tylko Boyd Holbrook wcielający się w postać Koryntczyka.

Wizualnie też nie mamy, na co marudzić. Widać tu ogromy budżet, który został bardzo dobrze wykorzystany. Kostiumy, scenografia a ostatecznie również krainy, które odwiedzają nasi bohaterowie zapierają dech w piersiach. Nie tylko swoim ogromem, ale również szczegółowością. Daleko im do Śródziemia, ale i tak twórcom należy się pełen szacuj.

„Sandman” od Netflixa to serial nieoczywisty, przepełniony symbolami, w którym mitologie łączą się z sobą w jedną spójną całość. Pokazuje on potęgę snów oraz tego, kto nimi włada. Niby coś takiego zwyczajnego, przyziemnego a tu taka niespodzianka. Pełno tu zwrotów akcji oraz ciekawie opowiedzianych historii. W końcu tu bohaterów mamy wielu i uwierzcie mi każdy jest równie ważny. Nie mogę się już doczekać kolejnego sezonu, bo jeżeli będzie równie dobry to zapewni mi kilka godzin znakomitej rozrywki. Moja ocena to 5/5.

4 komentarze:

  1. Jeśli Netfliks nie wypuści kolejnego sezonu, to będę bardzo zawiedziona, bo "Sandman" jest świetny i porywał mnie od pierwszego odcinka. Nie tylko fabuła, ale także dbałością o szczegóły i fantastyczną obsadą - mało który aktor potrafiłby tak zahipnotyzować i przyciągnąć uwagę jak Sturridge w pierwszym odcinku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z każdym twoim słowem to jedna z lepszych produkcji Netflixa. Dla mnie na łopatki bije nawet Wiedźmina.

      Miło też że wróciłaś do mnie na bloga :)

      Usuń
  2. Nie słyszałam o nim, ale bardzo mnie zaciekawił. W wolnej chwili dam mu szansę i zobaczymy jak mi się spodoba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto się nim zainteresować, ale nie każdemu musi się spodobać.

      Usuń