Tak jak zawsze DC kojarzyło mi się z dobrymi animacjami oraz serialami („Flash”,”Arrow”) tak Marvel ma na swoim koncie iście epicką sagę i masę filmów, które naprawdę dobrze im wyszły. Co jednak, jeżeli ktoś spróbuje poeksperymentować z inną formą przekazu? Przyznam, że najnowsze dzieło tych drugich, czyli „Mecenas She-Hulk” było hucznie nagłaśniane, powiedziałbym nawet, że miało lepszy PR niż niejeden kandydat przed wyborami prezydenckimi. Co jednak, jeżeli zamiast oklasków na stojąco i próśb o bis jedyne, na co mogą liczyć to słowa zażenowania oraz ziewanie sporej części publiczności? Zacznijmy jednak od początku.
Jennifer Walters (Tatiana Maslany) jest zwyczajną prawniczką. Niestety wszystko zmienia się w dniu, gdy w wyniku wypadku do jej krwioobiegu dostaje się napromieniowana krew jej kuzyna Bruce’a Bannera (Mark Ruffalo), przez co staje się kobiecą wersja Hulka. I w tym momencie kończy się normalność, a zaczynają się problemy. Oczywiście nadal prowadzi praktykę, ale już całkowicie inni klienci ją interesują.
Dobry początek. Rewelacyjna i bardzo prawdziwa gadka na temat tego, czemu Jennifer tak dobrze radzi sobie ze złością. Bardzo fajne sceny treningu, w których Hulk zazdrości kuzynce tak szybkiego opanowania umiejętności kontroli, którą on zdobył dopiero po bardzo długim czasie. To chyba jedyne, co mogę powiedzieć dobrego o tym filmie, bo reszta to już upadek i to dla mnie na samo dno. Nie zrozumcie mnie źle na serio czekałem na ten serial z zapartym tchem, bo pamiętałem She-Hulk z animacji, jako pewną siebie niezwykle seksowną i bezkompromisową osobę, która z nowej osobowości zrobiła swoją najpotężniejszą broń. Zobaczcie chociażby animację „Niesamowitego Hulka” z 1996 roku. Takiej Jennifer się spodziewałem. Dodatkowo jej wygląd w serialu woła o pomstę do nieba. Kto wymyślił, że stuprocentowa animacja komputerowa będzie dobrze wyglądała powinien zastanowić się nad tym jeszcze raz. Dziwi mnie, że nie wzięli jakiejś dobrze zbudowanej wysokiej sportsmenki i nie zrobili jej zielonej charakteryzacji jak to było z Gamorą w „Strażnikach Galaktyki” wyglądałaby o niebo lepiej. Nie wiem jakby to było z kosztami, ale She-Hulk w swojej prawdziwej postaci nie występuje tutaj, aż tak często. W końcu niema, kiedy.
Długość kolejnych odcinków to też jakaś pomyłka niby mają trwać ponad pól godziny, ale kilkanaście minut na końcu to oczywiście nic więcej jak napisy i sceny dodatkowe, ale z tego właśnie powodu sprawa sądowa Abominacji musiała trwać kilka odcinków, co przy i tak krótkiej ich ilości jest przerażające. Sama fabuła też leży i kwiczy, bo niby pojawiają się złole, ale dosłownie na chwilę żeby napsocić i zniknąć w odmętach nicości, to jeszcze te nieszczęsne niedociągnięcia w sprawach prawniczych. Czy w ogóle konsultowali to z kimś czy wystarczyła im jedna albo dwie książki autorów pokroju Mroza.
Od samego początku premiery, czyli około dziewięciu tygodni temu obserwuję w Internecie wszelakiego rodzaju newsy oraz opinie dotyczące tego serialu i nie świadczy o nim dobrze fakt, że większość oglądających nie czeka na moment, gdy Jennifer się przeobrazi, ale oczekują pojawienia się drugoplanowej postaci, czyli Daredevila w swoim nowym musztardowo-ketchupowym wdzianku. Zaskoczyło mnie, że nie wcisnęli tam jakiejś reklamy McDonalds’a.
Będę jednak szczery. Nie mam pojęcia jak to wszystko ma się do oryginalnych komiksów i genezy powstania tej niezwykłej postaci, dlatego prosiłbym o osoby z nieco większym doświadczeniem w tej kwestii o wyjaśnienie mi tego w komentarzach. Dla mnie jednak ten serial to kompletna pomyłka. Mało akcji, zbyt dużo gadania do widza (przełamanie czwartej ściany), może dwa ostatnie odcinki miały nieco więcej do pokazania, ale wszystko, co przed nimi to jedne wieki bełkot i nic więcej. Kompletny chaos fabularny i te dziesiątki Easter Eggsów. Na co komu tyle tego Nie bawiłem się na nim dobrze. Obejrzałem tylko po to żeby móc napisać tę recenzję. Może się jednak komuś spodoba, ale moja ocena to nic innego jak 2/5.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gdzieś już przemknął mi ten tytuł, ale nie jestem nim zbytnio zainteresowana ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nawet nie masz czego żałować.
Usuń