Wielu osobom Alchemia kojarzy się głównie z kamieniem filozoficznym dającym nieśmiertelność oraz zmianą ołowiu w złoto. Była to jednak o wiele bardziej rozbudowana „nauka” czerpiąca tak samo z chemii jak i z mistycyzmu oraz religii. Ogólnie rzecz ujmując działała ona na wyobraźnię ludzi od tysięcy lat. Dlatego nie dziwię się, że ktoś postanowił w końcu zaczerpnąć z niej i to pełnymi garściami. Tym kimś jest Ian Tregillis, amerykański pisarz, którego poznałem dzięki niesamowitej trylogii zatytułowanej „Wojny alchemiczne”. Dzisiaj przedstawię Wam jej drugi tom, czyli „Powstanie”.
Po tym jak zostaje zniszczona Wielka Kuźnia, Jax wyrusza w dalsza niebezpieczną podróż. Zadanie ma jedno. Uwolnić swoich mechanicznych braci z niewoli ludzi. Potrzebuje jednak pomocy. Jedyna nadzieja w micie przekazywanym między klakierami. Gdzieś tam, daleko mieszka królowa Mab, pod której opiekuńczymi ramionami żyją wolni przedstawiciele jego gatunku. Niestety, nikomu do tej pory nie udało się jej odnaleźć.
Tymczasem Berenice, była szpieg-mistrzyni i bohaterka Nowej Francji nie sprzeda tanio swojej skóry. Mimo złapania przez zegarmistrzowską policję nadal kombinuje jak uratować swój kraj, z którego została wypędzona.
Kapitan Hugo Longchamp też niema łatwego życia. W kierunku Zachodniej Marsylii, ostatniego kawałka francuskiej ziemi, zbliża się nieubłaganie holenderska armia. Niestety oddziały zbrojne zostały tak przerzedzone, że może liczyć, co najwyżej na świeżo upieczonych rekrutów nieprzygotowanych na to, z czym będą musieli się zmierzyć. Jedyne, co im zostało to wiara. Wiara w to, że stanie się cud.
Jak sami widzicie cześć ta nieco bardziej różni się od tomu pierwszego gdzie główną uwagę poświęcaliśmy Jaxowi, a wszystkie inne postacie były tylko dodatkiem. Tutaj zaczynają oni grać solo i muszę przyznać, że robią to całkiem nieźle.
Akcja rozwija się w dość zastraszającym tempie efekt, czego potęguje tylko przeskakiwanie z miejsca na miejsce. To jednak nie przeszkadza w miłej interpretacji całego utworu. Spoglądamy, bowiem na wszystko w trochę inny sposób nie na kraj zniewolonych maszyn, ale bardziej na utopię, której wszyscy potrzebują. Klakierzy też taką mają. Stworzoną w legendach przekazywaną w coraz to bardziej rozdmuchiwanych opowieściach. Wiecie jak to bywa z pocztą pantoflowa, prawda?
Motyw ten został tutaj dodany idealnie. Wpasował się w ogólną koncepcję utworu tworząc z niego powieść drogi. Poszukiwanie swojego celu, miejsca gdzie można być sobą. Niestety nie zawsze nasze oczekiwania są wymierne do tego, co otrzymujemy. Wielokrotnie dajemy ponieść się wyobraźni, przez co ostateczny upadek staje się naprawdę bolesny.
Chciałbym rzec, iż autor uchyla przed nami kolejne rąbki tajemnicy. Słowa te jednak nie oddają nawet w połowie tego, co dostajemy. Zza otwartych na oścież drzwi wylewa się na nas fala wiedzy. Dzięki niej możemy zauważyć ile pracy było potrzeba, żeby to wszystko tak stworzyć, jaką pomysłowością było trzeba się wykazać, żeby połączyć kolejne fakty i jak najprościej wyjaśnić niektóre działające prawa. W ogólnym rozrachunku chodzi mi o to, że całe to uniwersum zostało rewelacyjnie wykreowane i żaden jego aspekt nie został pominięty. Byłem zachwycony poznając kolejne jego tajemnice.
Co jednak najważniejsze wysoko postawiona przez cześć pierwszą poprzeczka nadal jest na swoich miejscu. Delikatnie się ona zachwiała, ale nie zleciała. Utrzymywana jest, bowiem odpowiednia dynamika akcji. Kolejne wydarzenia napędzają następne sprawiając, że ciężko odłożyć książkę na później. Ciekawie również zostały opisane sceny batalistyczne, niby dokładnie, ale nie nużąco.
Ważne jest również to, w jaki sposób dawkowane są czytelnikowi emocje. Ponieważ ciężko tę książkę czytać, jako zbiór tylko i wyłącznie liter. Wiem iż mało, kto tak czyta, ale znam osoby, które robią to tylko z jednego powodu, żeby odbębnić kolejną pozycję. W końcu bohaterowie są istotami rozumnymi. Nie pozbawiono ich uczuć. Odczuwają ból, lęk równie często, co radość. Czasem różnie można interpretować niektóre ich dość kontrowersyjne zachowania, ale ilu ludzi tyle ocen. Nie zawsze człowiek postępuje słusznie. Wracając jednak do rzeczy. Autor nie tłucze nas ciągle masą emocji. Pozwala chwilę odpocząć, zrelaksować się by znowu przywalić czymś ciężkim. Po przeczytaniu książki zrozumiecie, o co mi chodzi.
„Powstanie” czyta się naprawdę przyjemnie. Nie jest to może najlżejsza lektura, ale brniecie przez nią może sprawić czytelnikowi masę przyjemności zwłaszcza, że to już drugi tom opowieści. Nie mogę się doczekać, kiedy w moje łapki trafi jej zakończenie. Aż mnie kordzie żeby poszukać w Internecie jakiegoś spoilera, ale będę silny i poczekam. Jak na razie ocena moja to 4+/5.
Tytuł: Powstanie
Cykl: Wojny alchemiczne
Tom: 2
Autor: Ian Tregillis
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: SQN
Data wydania: 15 marca 2017
Liczba stron: 432
Oprawa: miękka
Format: 135×210mm
ISBN-13: 978-83-7924-775-2
Cena: 39,90 zł
28 kwietnia 2018
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz