Tryb noc/dzień

7 września 2025

K-popowe łowczynie demonów

0
Koło dzisiejszego tytułu ciężko było przejść obojętnie. Głównie dlatego, że był wszędzie. Zwłaszcza w mediach społecznościowych. Jak nie w postaci utworów naprawdę wpadających w ucho to fragmentów samego filmu, na których na zamianę męska oraz kobieca grupa tańczyła albo na scenie, albo na środku ulicy. Chyba po takim wprowadzeniu dłuższe trzymanie w niepewności jest kompletnie niepotrzebne, bo wszyscy wiedzą, że chodzi tu o “K-popowe łowczynie demonów” chociaż chyba angielski tytuł bardziej przypadł ludziom do gustu. To nowe dziecko Netflixa i Sony, chociaż gdzieś mi śmignęło, że platforma streamingowa kupiła go za bezcen od tych drugich, a film okazał się ogromnym sukcesem. Nie wiem, ile w tym prawdy.

Mamy trzy bohaterki tworzące wspólnie zespół Huntr/x, cieszący się ogromną popularnością. Dziewczyny mają jednak sekret. W nocy stają w szranki z demonami by ochronić ludzi przed kradzieżą duszy. Wszystko to by rzucić potężne zaklęcie i na zawsze (chyba) zamknąć demonom drogę do ludzkiego świata. Co jednak się stanie, gdy na ich drodze pojawią się nieziemsko przystojni chłopacy z konkurencyjnej kapeli? Jakie tajemnice wyjdą na światło dzienne i jak bardzo skomplikują one relacje przyjaciółek?

Dużo czy niedużo? Nie wiem, czy zdradziłem wiele, ale to tylko promil tego co znajdziemy w filmie. Muszę przyznać, sporo się udało zmieścić w tak niedługiej produkcji. Nie tylko rewelacyjne utwory wpadające w ucho, ale też walki z całymi hordami przeciwników. Pełno tu energii i takiego pozytywnego flow. “Golden” albo “Soda Pop” nadal chodzą mi po głowie, mimo że od seansu minęło sporo czasu. I w końcu piosenki mają jakiś sens. Dziewczyny głównie śpiewają, dlatego to jakoś ma ręce i nogi. Dużo bardziej niż w Disneyu, gdzie bohaterka idzie sobie drogą i wykonuje piąty już kawałek, gdy od początku filmu minęło pół godziny. Coraz więcej musicali. Tutaj wszystko się spina i dobrze z sobą współgra. Tak samo jak wspaniale rozbudowane relacje między postaciami. Widać jak od nienawiści zamieniają się one w pewne dość silne uczucia. Wszystko to w bardzo kolorowej, komiksowej oprawie. Brakowało mi tylko tekstów dźwiękonaśladowczych.

O doświadczeniach wizualnych już wspomniałem. Jest bardzo kolorowo i energicznie. Dużo tańca, dużo walki. Można momentami dostać oczopląsu, ale to już norma w dzisiejszych animacjach. Lata temu skończyła się stagnacja. W momencie, gdy weszły animacje 3D. Zaczęły one nadawać dużo możliwości. Tu to widać i to na najwyższym poziomie. Mnie osobiście oraz wiele o ile nie wszystkich zachwycił koci demon mający bzika na punkcie poprawiania przewróconych rzeczy. To taka krzyżówka duchowych opiekunów z “Coco” i autobusu z “Mój sąsiad Totoro”. To ten sam poziom słodyczy i zachwytu.

Nie obyło się jednak bez pewnych kłopotów. Fabularnie główny wątek jest dobry jednak poboczne strasznie kuleją. Nie dowiadujemy się niczego o pozostałych chłopakach z Saja Boys są oni tylko tłem i w pewnym stopniu pomagierami Jinu. Mamy tu aż pięć historii z których poznajemy tylko jedną. Podobnie jest z przeszłością Rumi. To wątek dający ogromne możliwości może i dla przyszłych produkcji w których mógłby się nagle pojawić jej ojciec. To nieźle by namieszało. W tym filmie jednak przydałoby się to też trochę rozbudować. Relacja tej dwójki też szybko się zaczyna i kończy. Wygląda to jakby powycinano najlepsze momenty. Może w wersji serialowej jakoś lepiej by to się prezentowało. Każdy miałby swoje pięć minut. Dobrze, że chociaż dowiadujemy się co nieco w retrospekcjach o Mirze i Zoey.

Nie dziwię się, że film “K-popowe łowczynie demonów” zyskał tak ogromną popularność. Historia tu opowiedziana łapie za serce. Pokazuje, ile tajemnice mogą zepsuć, że przeszłość czy też pochodzenie nie buduje naszej przyszłości oraz że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. To ponadczasowe hasła oprawione w świetną ścieżkę dźwigową i aż żałuje, że piosenek też nie przetłumaczono w filmie. Na szczęście na YouTube można znaleźć kilka z nich po polsku, ale w bardziej amatorskich wersjach. Dla mnie spokojnie mogłoby konkurować z “Mam Tę Moc” albo “Pół kroku stąd”. Wiem, że to mocne słowa, ale same wwiercają się w mózg i zaczynamy je nucić przy każdej okazji. Nawet teraz. Jak dla mnie moce 5/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz