Tryb noc/dzień

17 sierpnia 2021

Luca

0
Mogłoby się wydawać, że dobra animacja musi prezentować nie wiadomo jak wielką historię. Rozdmuchaną, pełną ochów i achów czy też niesamowitych zwrotów akcji. Wystarczy jednak, iż zaprezentuje nam zwykłą codzienność, która niejednokrotnie może być ciekawsza od filmu przygodowego, a osiągnie przeogromny sukces. Na szczęście, Pixar też doszedł do tych samych wniosków i z każdym kolejnym ich dziełem widzimy to coraz lepiej. Czego najlepszym dowodem jest ich najnowsze dziecko, czyli „Luca”.

Luca jest „potworem” morskim, który dzień dobry powie sąsiadom, beczące rybki wyprowadzi na łączkę i co najważniejsze zawsze słucha się rodziców. No dobrze, prawie zawsze. Wszystko zmienia się w dniu, gdy poznaje niesfornego Alberto, który na powierzchni prawie zapuścił korzenie. To właśnie on pokazuje mu jak ciekawy i barwny potrafi być świat poza wodą. Co ciekawe ich gatunek, gdy tylko obeschnie traci łuski oraz ogony, dzięki czemu w ogóle nie różnią się od ludzi. Chłopców łączy jedno marzeni. Pragną posiadać Vespę. W tym celu, chociaż nie tylko, wyruszają do włoskiego miasteczka Portorosso, znanego z połowu ryb oraz polowań na potwory. To tutaj przejdą szkołę życia oraz co ważniejsze dorosną i inaczej spojrzą na swoje życie.

Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak lekkiej i przyjemnej historii. Nawet gdyby zabrać wszystkie elementy fantastyczne powstałby ciekawy film o dwójce chłopców, którzy ze wsi przyjeżdżają do miasta by posmakować trochę życia i spełnić marzenia. Bądźmy szczerzy, to już niejednokrotnie było, ale wiele zależy od formy, w którą zostanie ubrane dzieło.

Pierwsze, co widzimy to ciekawa animacja przypominająca nieco tę od Aardman Animations („Wallace i Gromit: Klątwa królika”) tylko nieco podrasowaną, w których niby brakuje szczegółowości, a ciała bohaterów wydają się czasem odrealnione. Wiecie, o co mi chodzi gigantyczne wąsiska, małe oczy i nosy w pewnym stopniu niepasujące do twarzy. Co jednak w tym złego, jeżeli wszystko jest kolorowe i miłe dla oka?

Dodatkowo sama historia mnie zauroczyła. W końcu dostajemy pełną przygód podróż dwóch chłopców na gigancie. Sami bez rodziców mogą robić wszystko, na co mają ochotę, zjeżdżać z górki z zastraszającą prędkością, spać na drzewie oraz wiele innych rzeczy. To chyba wymarzone wakacje wszystkich z mojego rocznika. Ta swoboda i wolność przyciągają. No może teraz patrzę, że to nieco nieroztropne i niebezpieczne, ale za dzieciaka miało się inne priorytety. Miało się ochotę na zabawę i czasem nie myślało się o jej skutkach.

Na stołku reżyserskim usiadł Enrico Casarosa. Kompletny amator, jeżeli chodzi o pełnometrażowe filmy. Według tego, co Filmweb napisał stworzył on kilkuminutową animację „La Luna”. Dobrze znaną większemu gronu wielbicieli Pixara. Mogłoby się wydawać, że dawanie kogoś takiego do filmu tworzonego w czasie pandemii to jazda po bandzie i recepta na kompletne fiasko. Na szczęście jednak stanął on na wysokości zadania i razem z współpracownikami stworzył coś, co moim zdaniem na zawsze zostanie w pamięci widzów. Tak samo młodszych zachwyconych przygodami bohaterów jak i starszych widzących w tych psotnikach samych siebie sprzed lat.

Pixar potrafi tworzyć i złapać widza za serca. Nie wystarczy, że z tym studiem zaczynamy podróż dookoła świata to jeszcze tak pięknie ukazuje nam wartość rodziny oraz nauki w życiu każdego dziecka. Nie zamyka go jednak przed światem, ale zachęca do zdobywania własnych doświadczeń, a rodziców do słuchania swoich pociech. Jak dla mnie studio to rządzi. Wychodzi nie tyle poza schematy, co stara się nieszablonowo spojrzeć na pewne tematy wplątując w to różnorodność kulturową, która jak sami widzimy ma wiele do zaoferowania. Dlatego też ze szczerym sercem dam mocne 5/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz