Tryb noc/dzień

29 marca 2021

Dragon Ball

1
Czasy mojej młodości usłane są wieloma serialami animowanymi, które z perspektywy czasu pozostawiają wiele do życzenia, ale wtedy były one prawdziwymi międzynarodowymi zjawiskami. W końcu w latach 90 ubiegłego wieku telewizja wyglądała całkowicie inaczej. Kilka kanałów na krzyż, na których pojawiały się programy z tak kiepskim lektorem, że dzisiaj jak się znajdzie je gdzieś w trzewiach Internetu to, aż uszy bolą słuchając tego jazgotu. No dobrze trochę przesadziłem. Lubię nieco podkolorować moje wspomnienia, ale czas wrócić do sedna sprawy. W 1986 roku, czyli mniej więcej wtedy, gdy nawet jeszcze nie byłem w planach pojawiły się pierwsze odcinki anime, które na zawsze miało zmienić oblicze tego gatunku będąc jednocześnie wzorem do naśladowania dla wielu następnych produkcji. Mowa tu o Dragon Ball stworzonym na podstawie mangi Akiry Toriyamy.

Małoletnie Songo poznaje podróżniczkę Bulmę, która opowiada mu historię tajemniczych smoczych kul za pomocą, których można przyzwać smoka potrafiącego spełnić każde życzenie. Jako że jest on w posiadaniu jednej z nich to wyrusza z nową koleżanką w niezwykle niebezpieczną podróż by dopilnować by jego pamiątka po nieżyjącym już dziadku nie zginęła. Po drodze będą musieli zmierzyć się z zastępami oprychów, którzy pragną położyć swoje łapska na magicznych artefaktach.

Muszę przyznać, że całość obejrzałem ponownie kilka tygodni temu i dochodzę do wniosku, że na serio w telewizji musiały lecieć same nudne produkcje, bo ogromnie cieszyłem się przed każdym kolejnym odcinkiem tego anime. Jest ono strasznie przewidywalne, a fabuła jest budowana na najprostszym z możliwych schematów walce z coraz to silniejszymi przeciwnikami oraz wszelakim próbom uzyskania jeszcze większej siły. Oczywiście przeplatają się tu również nieco inne wątki takie jak poszukiwanie kul czy też Turniej Sztuk Walki, która łączy się bezpośrednio z wyżej wymienionymi elementami. Oczywiście same walki też wołają o pomstę do nieba. Widać, że twórcy nie mieli na nie zbyt wiele pomysłu, bo ich zasada jest prosta, kto mocniej przywali. Mało istotne jest to, że przy okazji zmieni otaczający wszystkich krajobraz.

Może i przewidywane, może i mało błyskotliwe, ale kurcze jak na tamte czasy to mistrzostwo świata. Naprawdę mimo tych wszystkich wad i obejrzenia wielu lepszych pod względem wizualnym i fabularnym anime to jednak miło się do niego wróciło. Z przyjemnością podróżowało się z Songo i ekipą obserwując jak zdobywał nowych przyjaciół nawet z najbardziej zaciekłych wrogów. W końcu nie sposób go nie lubić. Tego sprytnego, niezwykle miłego i w swojej łatwowierności poczciwego chłopca z ogonem. Oczywiście to, co wymieniłem w poprzednim akapicie to takie uwagi na wyrost. W końcu między walkami była jeszcze podróż, kolejne przygody oraz obserwowanie jak się główny bohater rozwija i jak swoim entuzjazmem zaraża innych. W końcu mamy tutaj sporą grupę postaci pobocznych, którzy jednak mają dość sporo do powiedzenia. Trochę gorzej jest ze złolami. Jedni przerażają, inni bardziej bawią tak jak chociażby Pilaf, który swoimi poczynaniami oraz przeogromnym pechem bardziej rozbawi widza niż sprawi, że ktoś zacznie się go bać. Wielkim problemem moim zdaniem jest również tłumaczenie z japońskiego. Taki chociażby Szatan Serduszko. Brzmi trochę jak karykaturalna wersja cherubinka, a tu niespodzianka to demon o ogromnej mocy, który naszym bohaterom wiele problemu sprawi. Nawet translator google lepiej już sobie daje radę z tłumaczeniem z japońskiego jego imienia, które po naszemu brzmi Piccolo Wielki Król Demonów. Czy nie można było tak od razu? Dobra pora pogadać o czymś innym.

Humoru tu nie zabraknie. W większości przypadków wybuchy śmiechu wywołają zachowania samego Songo, któremu dzięki niezdarności oraz nieprzygotowaniu do życia w świecie poza swoją górką, przytrafia się wiele ciekawych i zabawnych sytuacji. Gorzej z Genialnym Żółwiem, który swoimi zachowaniami bardziej wzbudza niesmak. W końcu staruch uganiający się za młodymi dziewczynami wygląda trochę dziwnie. Właśnie teraz widać ile umknęło dzięki mojej dziecięcej niewinności. Zwracałem uwagę głównie na walki oraz przygodę, a nie na dwuznaczne podteksty. Kiedyś też sama cenzura była dużo delikatniejsza, bo w końcu gdyby jeden z głodnych bohaterów (do tego nieletni) latał na golasa to dzisiaj, anime zostałoby albo okrojone albo puszczane, po 22 kiedy dzieci grzecznie śpią.

Będę jednak szczery. Mimo faktu, iż tyle lat minęło, od kiedy widziałem ten serial po raz pierwszy to oglądało mi się go równie przyjemnie, co za dzieciaka, a może i lepiej, bo w końcu udało mi się obejrzeć całość. Te niedociągnięcia oraz może czasem niesprawiedliwe przytyki znikają za sentymentalną struną, którą udało się wprowadzić w ruch. Jeżeli kiedyś będę miał czas to sięgnę po dalsze perypetie bohaterów, bo jest ich naprawdę sporo, a niestety w ostatnim czasie coraz trudniej mi znaleźć chwilę na obejrzenie sezonu jakiegoś serialu a co dopiero ponad setki odcinków anime, bo jakoś oni uwielbiają takie długie historie. Mógłbym tu powiedzieć naprawdę dużo, na przykład skąd autor mangi czerpał inspiracje, ale czy jest sens? Napisałem tę recenzję żeby podzielić się moimi uwagami, a nie dublować informacje znalezione w necie. Dlatego też pora kończyć. Tym razem ocena będzie wynosiła mocne 4-/5.

1 komentarz:

  1. Dla mnie to serial który mogę oglądać i oglądać, więc jak tylko będzie okazja to znów wyruszę w podróż z Songo. Tylko bez francuskiego dubbingu ;) Manga jest równie świetna i nie odczuwa się aż tak przewidywalność itd. Polecam!

    OdpowiedzUsuń