Tryb noc/dzień

7 lipca 2017

Gru, Dru i Minionki

0
„Gru, Dru i Minionki” to jedna z tych produkcji, o których jest głośno zanim jeszcze trafią do kina. I nie chodzi mi tu o jakąś bezwartościową falę hejtu, bo o tej akurat nie słyszałem, ale o wielki szał marketingowy. Minionki trzeba było wcisnąć wszędzie. Włączacie telewizor i co widzicie w reklamach? Minionki. Idziecie przez miasto i co jest na plakatach? Minionki. Co dzieci wychodzące ze szkoły mają na plecakach? Minionki. Przyznam się, że w pewnym momencie aż mnie zemdliło, ale na film pójść musiałem. W końcu nie na marne widziałem wszystkie wcześniejsze części.

Gru stara się być wzorowym obywatelem, znakomitym ojcem i świetnym agentem. Niestety wszystko psuje nieudana próba pojmania niejakiego Balthazara Bratta byłego dziecięcego gwiazdora, który starał się ukraść jeden z największych diamentów na Świecie. Jak to bywa w życiu. Kto wysoko zajdzie, musi nisko spać. Gru zostaje zwolniony, ale na szczęście czeka go mała rewolucja. Dowiaduje się, że ma brata bliźniaka, którego imię brzmi Dru. Rodzinne spotkanie tej dwójki zapowiada naprawdę niemałe kłopoty zwłaszcza, że Bratt nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

I teraz właśnie mam największy problem. Jak tu ocenić ten film. Historia sama w sobie nie jest taka zła. Wiem, że nie jestem odpowiednią osobą, żeby komentować tę produkcję, w końcu jestem na to za stary. To opowieść dla młodego widza, który pewnie nie raz zachwyci się tym, co zobaczy, będzie wraz z postaciami przeżywał przygody i razem z nimi się smucił. Będąc na seansie widziałem, że dzieci naprawdę dobrze się bawiły. Co jednak ze mną? Tutaj bywało różnie.

Nie jestem może zbyt wymagającym widzem, ale widziałem naprawdę wiele filmów, co mogą udowodnić osoby grające ze mną w kalambury, jednakże nie czułem się zbytnio usatysfakcjonowany. Fabuła była prosta jak budowa cepa i strasznie oklepana. Spodziewałem się tego, co ma nadejść zanim jeszcze bohaterowie o tym pomyśleli. Oki teraz przesadziłem, ale tak już mam. Brakowało mi tutaj również Minionków. Przestały one grać pierwsze, drugie czy nawet trzecie skrzypce. Stały się one kolesiem od trójkąta, który raz na cały koncert może zagrać swoją solówkę. Moim zdaniem to straszne marnotrawstwo, ale w reklamach naoglądałem się ich więcej niż na wielkim ekranie. Jedno trzeba jednak przyznać nawet te kilka momentów, w których się pojawiły rozbroiły mnie całkowicie. Uwielbiam słuchać tej ich paplaniny. Połączenia hiszpańskiego, angielskiego i czort jeden wie, czego jeszcze.

A skoro już o doznaniach słuchowych, że to tak określę, to wolałbym przez cały dzień rozkoszować się dźwiękiem porannego budzika połączonego z paznokciami jeżdżącymi po tablicy niż przez pól godziny, bez przerwy słuchać Dru. Kurcze nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby zrobić z niego kastrata z dziwnym akcentem, ale to była kompletna pomyłka.

Oczywiście dziewczynki były rozbrajające. Dodały całości słodyczy i takiej delikatności. Dziwnie to trochę brzmi, ale ze względu na różnicę wieku oraz charakterów znakomicie tutaj pasowały i dawały wszystkim mnóstwo radości.

A skoro już jestem przy bohaterach warto wspomnieć o najlepszym z nich wszystkich. Balthazar Bratt to istna perełka w tej całej historii. Pełen kiczu i niczym niepohamowanej pewności siebie. Przerośnięte dziecko, któremu ktoś ośmielił się zabrać zabawki. I jeszcze do tego to jego luzackie zachowanie i gadżety z poprzedniej epoki. To właśnie cały on. Przyciąga i intryguje oraz co najważniejsze bawi. W taj całej paplaninie oraz mieszance najróżniejszych osobowości on najbardziej się wyróżnia i do tego jeszcze to disco i kocie ruchy. Jego nie sposób zapomnieć. Nawet głos Roberta Górskiego całkiem nieźle mu pasował.

Reszty dubbingu nie będę oceniał, bo filmy animowane to jedyne miejsce, w których go akceptuje. Jednakże spoglądając na oryginalny skład produkcyjny trochę szkoda, że nie mogliśmy usłyszeć tu głosu Steve’a Carella czy też Trey’a Parkera.
„Gru, Dru i Minionki” nie jest złą produkcją, może trochę zbyt rozhukaną, ale trzymającą poziom. Można się przy niej pośmiać i pomyśleć czasem, nie jest to całkowicie ogłupiający film, bo jeżeli dobrze poszukamy znajdziemy również kilka życiowych mądrości. O nich akurat nie opowiem, ale na pewno sami je zauważycie. Dlatego nie zostaje mi nic innego jak zakończyć dzisiejszą recenzję wystawiając dość wysoką ocenę, 4-/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz