Tryb noc/dzień

5 czerwca 2015

Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

11
Peter Jackson jest jednym z reżyserów, którzy uwielbiają podnosić sobie poprzeczkę. We wszystkim, co robią widać pasję oraz chęć osiągnięcia nieosiągalnego. Pragną stworzyć widowisko, które będzie pamiętane przez lata. Dlatego właśnie z zapartym tchem oczekiwałem, kiedy tylko do kin trafi trzecia i ostatnia już część z przygodami Bilbo Bagginsa zatytułowana „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii”. Dla niewtajemniczonych. Jest to adaptacja drugiej najbardziej znanej po „Władcy pierścienia”, chociaż pierwszej w chronologii powieści „Hobbit, czyli tam i z powrotem” spod pióra J.R.R. Tolkiena. Panie Jackson tym razem Pan nie doskoczył do tej poprzeczki.

Wszystko zaczyna się od tego jak po nieudanej próbie pokonania Smauga (głos: Benedict Cumberbatch) przez drużynę Thorina Dębowej Tarczy (Richard Armitage), smok wyrusza zniszczyć Esgaroth. Niestety jest to dla niego samobójcza misja, ponieważ ginie z ręki, a raczej strzały Barda (Luke Evans). Nikt jednak nie spoczywa na laurach, bo jeden atak strasznej bestii wystarczył, żeby unicestwić miasto. Zmuszeni do poszukiwania schronienia, mieszkańcy z nowym bohaterem na czele wyruszają w kierunku Ereboru by tam żądać tego, co było im obiecane. Niestety, wiele ras pragnie nie tylko ukrytych w nim skarbów, ale również pozycji, jakie daje to miejsce. Zło nie śpi. Wielka armia ciemności nadciąga niszcząc wszystko, co stanie im na drodze.
Muszę przyznać, że zawiodłem się. Spodziewałem się niesamowitego widowiska, przez które zabraknie mi tchu, a prawie zasnąłem. Wiem, że to, co będę teraz pisał dla wielu może wydawać się świętokractwem, ale muszę być szczery. Reżyser po prostu przedobrzył. Efekty specjalne jak zawsze wspaniałe, ale czasami ciężko mi było odróżnić film fabularny od gry strategicznej. Spoglądając na niektóre sceny wydawało mi się, że ja gram. Nawet chciałem chwycić za myszkę, żeby wysłać wojska od flanki. Niestety, nie miałem takiej możliwości.

Walki pojedyncze, jeden na jednego prezentowały się ciekawie i dość efektywnie. To, co wyżej wymieniłem tyczy się masówek. W końcu w tytule mamy bitwę pięciu armii, więc oczekiwałem ochów i achów. Tylko wzdychałem i ziewałem.
Zastanawia mnie jednak, ilu tam było statystów. Czasami wydawało mi się, że skorzystali z najprostszego rozwiązania. Kopiuj i wklej. Dzięki temu, nawet przemarsz wojsk wyglądał pięknie, ale nie tego tutaj się spodziewałem. Wolałbym więcej naturalności. Powinni wziąć przykład ze starych filmów, kiedy nie znano jeszcze efektów specjalnych.
Fabuła też jakoś mnie nie wciągnęła. Niby prosta była, ale jakoś brakowało jej czegoś. Sam nie wiem jak to określić, ale jakiejś głębi. Nie wiedziałem, co zostało dodane, a co pochodziło z książki. Za bardzo odbiegli od pierwotnej wersji. Nawet wątek romantyczny, elficko-krasnoludzki zaczął mnie męczyć.

Gra aktorka też nie była najlepsza. Zwłaszcza w wykonaniu Richarda Armitage’a. Jego próba ukazania szaleństwa Thorina wyszła okropnie. I jeszcze to spowolnienie w czasie rozmowy z Bilbo. Niskobudżetówki są bardziej emocjonujące, a tutaj wydano grube miliony. Jeżeli mówimy już o kasie. Nie mogli przetłumaczyć wszystkiego do końca? Zrobili dubbing. Spoko, ale co z rozmowami po elfickiemu i ogrzemu. Było ich tutaj dość sporo. Wszyscy powiedzą, ale były po angielsku. I co z tego. To film w polskiej wersji językowej, a nie składak.

Co mógłbym pochwalić? Sam nie wiem. Zostałem dosłownie zdeptany kiczem i niepoprawnością. Zamiast zaskoczenia i oryginalności otrzymałem powtórki z rozrywki. Ok, jedno mi się spodobało. Muflony i te dziki, na których jeździły krasnoludy. Reszta zwierzyńca też była porządku. To wstyd, żeby zwierzęta wygenerowane komputerowo były bardziej naturalne niż ludzie.
Jest to na szczęście ostatnia część, bo strach pomyśleć, co by dowalili producenci następnym razem. Mogą nas jednak zaskoczyć kontynuacją. Jak mogli wprowadzić tyle dodatkowych wątków to, co za trudność napisać dalszą historię.

Najwyższa pora na ocenę. Nie będzie ona zbyt wysoka, ponieważ „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii” zaskoczył mnie w najgorszy z możliwych sposobów. W porównaniu z nią poprzednie części to istne rewelacje. Ale koniec marudzenia. Nie ważne, co powiem i tak wielu z Was obejrzy tę część. Ja tak zrobiłem, a kierowała mną chęć zakończenia przygody. Moim zdaniem tak trzeba. Wszystko ma swój początek i koniec. Na szczęście. Moja ocena 3-/5.

11 komentarzy:

  1. Osobiscie juz 1 czesc mnie zanudzila. Nie moglam wytrzymac do konca przed tv. Nawet nie myslalam by ogaldac cz2. Dla mnie tam nic sie nie dzieje, walki jako takie, a efekty specjalne za wiele nie daja....taka woda po kisielu. Widze ze i ta czesc malo wniosla. Szkoda. Pewnie bede probowala z ciekawosci zoabczyc w tv...ale usne hehehe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam wziąć głośność na full :) to powinno pomóc :)

      Usuń
  2. Mi się film podobał, choć było kilka strasznych fragmentów - ten bieg Legolasa po spadających kamieniach był chyba najgorszy, ale i końcówka walki Thorina z orkiem niewiele mu ustępowała. Zawiodło mnie zakończenie wątku Smauga - po poprzedniej części sądziłam, że to będzie coś dużego, sporo miejsca mu się poświęci w filmie, a tu raz-dwa i nie ma. Poza tym oglądało się całkiem przyjemnie ;) I sceny Bilbo-Thorin mi się podobały, ładnie pokazywały, że nie zwariował do końca, coś tam jeszcze w nim jest.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zauważyłaś jak zginął Smaug? :) a dokładniej z czego został zastrzelony :)

      Usuń
  3. Ja chyba trochę inaczej odbieram trylogię o przygodach Bilbo. Wydaje mi się, że Peter chciał zabawić się współczesnymi możliwościami. Trochę się interesuje animacją, więc jak dla mnie to co dzieje się w Hobbicie to mistrzostwo świata :D Naprawdę wszystkie efekty były na bardzo wysokim poziomie. Kilka spraw faktycznie raziło, ale całościowy odbiór pozytywny. I nigdy bym się nie zgodziła na oglądanie dubbingu. Jak można ocenić grę aktorów, kiedy ich głos to nie ich głos? Jestem członkinią teatru i wiem że głos to połowa sukcesu aktora. Na dubbing pozwalam jedynie w bajkach. Kiedy indziej wolę zrezygnować z oglądania niż widzieć film z dubbingiem :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to jakie wersje oglądasz? Napisy czy Lektor? Ja na grę aktorską nie tyle głos biorę co mimikę twarzy i ogólnie postawę aktorów :)

      Usuń
    2. Uwierz, głos jest bardzo ważny w dopełnieniu gry aktorskiej. Jak gram jakąś postać to właśnie nad intencją głosu pracuje najwięcej ;)
      Staram się oglądać zawsze z napisami, chyba że filmy oglądam w telewizji, wtedy nie mam wyboru - musi być lektor :P

      Usuń
    3. I tak mi się przypomniało - w Niemczech to mają mordęgę, bo prawie do wszystkich filmów robią tam dubbing! Widziałam fragment Milczenia Owiec z dubbingiem po niemiecku - po prostu komedia z tego wyszła :D

      Usuń
    4. Komedie to chciałbym obejrzeć z niemieckim dubbingiem :) zwłaszcza z romantycznymi musi być heca :) wyznanie miłości po niemiecku :) prawie jak rozkaz :) na kablówce jest kanał z serialami po niemiecku :) wszystkie największe z dubbingiem np "Jak poznałem waszą matkę" :) ale trzeba przyznać że przykładają się do tego chociaż :) widzę że uzdolniona dziewczyna z ciebie :)

      Usuń
  4. Hej, piszę może nie na temat, ale mam problem z otworzeniem twojego najnowszego posta "Weekend z soundtrackiem #8", ponieważ dostaję informację o znajdujących się tam szkodliwych programach z hostuje.net.
    Bardzo lubię twojego bloga, dlatego informuję cię o tym i mam nadzieję, że szybko uda się to naprawić albo wyjaśnić błąd :)
    Pozdrawiam
    miedzysklejonymikartkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo za informację :) z tego co się dowiedziałem komunikat ten wyskakuje tylko na chrome :) zmieniłam jak na razie odtwarzacz ale niedługo wrócę do tamtego :) mam nadzieje że tamtej stronie szybko uda się to wyjaśnić :)

      Usuń