Tryb noc/dzień

28 maja 2015

William Nicholson - Pieśniarz Wiatru

6
Uwielbiam, kiedy pisarze robią sobie żarty z aktualnie panującego systemu. Kiedy wyśmiewają i wytykają to, co zwykły Kowalski z powodu swojej maleńkości w społeczeństwie, musi w pełni akceptować. Miło jest zobaczyć, że ma ktoś odwagę powiedzieć, że coś tu nie gra. Nie mówię tu o książkach publicystycznych, lecz o fantastyce. Zwłaszcza tej satyrycznej, której prekursorem był, moim zdaniem, świętej pamięci Terry Pratchett. Jednak nie o nim chciałbym dzisiaj mówić, lecz o kimś, kto chadza podobnymi ścieżkami. William Nicholson oraz jego „Pieśniarz wiatru” będący pierwszym tomem trylogii „Ognisty wiatr” całkowicie mną zawładnęli.

W mieście Aramanth to od egzaminu zależy, kim jesteście. Oczywiście, władza uważa, że wszyscy mają równe szanse, ale to tylko propagandowe hasło nie warte więcej niż skrawek papieru. Codziennie każdy mieszkaniec, czy to młody czy też stary, buduje pozycję swoją i swojej rodziny. Zdobywa punkty, dzięki którym wzrasta w ogólnej klasyfikacji. To od niej zależy czy zamieszka w małej kanciapie dzieląc łazienkę z kilkoma innymi rodzinami czy też w wielkim pałacu. Każdy dzień to istny wyścig szczurów. Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy myślą racjonalnie, lecz siedzą cicho dla własnego dobra. Pamiętajmy jednak, że cierpliwość ma swoje granice. Mówię tu o rodzinie Hath. Wszystko zaczyna się od momentu, gdy dwuletnia Pinpin Hath przystępuje do swojego pierwszego egzaminu. Będącego jedną wielką klapą, potem jest jeszcze gorzej. Jej starsza siostra Kestrel postanawia się zbuntować i przeciwstawić obowiązującemu prawu. Zwłaszcza, gdy dowiaduje się prawdy o tajemniczej budowli zwanej Pieśniarzem Wiatru, jedynym remedium na to, co się dzieje w państwie. Wyrusza wraz z bratem w niebezpieczną misję, z której może nie wyjść cało szczególnie, gdy przebudzone zostanie wielkie zło.

Kurcze, chyba trochę za dużo zdradziłem, ale mam nadzieję, iż te dodatkowe informacje narobiły Wam tylko większego apetytu. Ja osobiście nie mogę się doczekać, kiedy pochwycę w dłonie następne tomy. Ale do tego wrócimy innym razem. Czas ocenić tę pozycję, a przyznam, że mam, co nieco do powiedzenia.

Bardzo miło zaskoczył mnie świat zbudowany przez autora. Jest dość wyjątkowy i nie chodzi mi tu tylko o panujące tam prawa, lecz również o ludzi w nim żyjących. Mnie najbardziej urzekli błotniarze mieszkający pod miastem i ich łagodne usposobienie. Podobnie jest z wojownikami z miasta na kołach, chociaż oni tacy mili nie byli. Ogólnie świat jest bardzo barwny i różnorodny. Widać ile pracy autor włożył w jego wykreowanie.

Skoro już przy tym jesteśmy mam pewne, ale. Bardzo brakowało mi rysunków. Wiem, że nie ma nic lepszego niż wyobraźnia, ale nawet ja nie potrafiłem do końca wyobrazić sobie miejsc, które odwiedzali bohaterowie. Wspaniale prezentowałyby się takie małe ryciny tym bardziej, że wydawnictwo pięknie ozdobiło początek każdego rozdziału. Dodatkowym atutem było zużycie mojego egzemplarza. Delikatnie pogięte niektóre strony oraz papier, który przeszedł już przez niejedne ręce zauroczyły mnie.

Jednakże wizualna ocena książki to nie wszystko. Liczy się treść. Co do niej to muszę jeszcze pochwalić satyrę, której jest dość sporo. Świetnie ukazuje bezsens egzaminów, mających na celu nie tyle sprawdzenie wiedzy, co ukazanie jej braku. Przecież nikt nie jest alfą i omegą, żeby wiedzieć wszystko. Każdy jest dobry w czymś innym i tylko to powinno być sprawdzane. Ukazywanie komuś, czego nie potrafi tylko go zdołuje i zniechęci do dalszej pracy. Trzeba chwalić, a nie ganić. No chyba, że ktoś sobie na to zasłużył.

Nie będę jednak dłużej dzielił się z Wami tymi moimi mądrościami, ponieważ nie każdego mogą one zainteresować, lecz szczerze polecam tę pozycję. To świetny przykład książki przygodowej o niezbyt rozbudowanej fabule, gdzie prostota nie jest wadą, lecz zaletą. Nie musimy męczyć się próbując zrozumieć setki niezrozumiałych wątków. Tutaj mamy wszystko podane jak na tacy, ale naprawdę świetnie przybrane. Zakosztujcie się w tej niezwykłej opowieści i wraz z bohaterami posłuchajcie „Pieśniarza Wiatru”. Moja ocena to 4/5.

Tytuł: Pieśniarz Wiatru (Wind Singer)
Cykl: Ognisty Wiatr
Tom: 1
Autor: William Nicholson
Tłumaczenie: Milenia Wójtowicz
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 26 marca 2010
Liczba stron: 340
Oprawa: miękka
Format: 125 x 205 mm
Seria wydawnicza: Obca Krew
ISBN-13: 978-83-7574-137-7
Cena: 33,00 zł

6 komentarzy:

  1. Parę razy wpadła mi w oko okładka tej książki, ale nigdy nie miałam okazji, żeby poznać się z nią bliżej. Pewnie wypadałoby to nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Apetytu to żeś narobil!! Egzaminy to prawda - glupota i czytanei w myslach ;/ Gdyby jeszcze byly dobrze skonstruowane. Kurcze zaciekawiles mnie. I co ja teraz poczne? :D Skad ja wytrzasne ksiazke? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do mnie u mnie w bibliotece mają :)

      Usuń
  3. Podoba mi się Twój blog i pod względem wizualnym i przede wszystkim jeśli chodzi o treść. Świetna recenzja, czytało mi się ją mega szybko i aż mnie zachęciłeś, by sięgnąć po tę książkę.
    Pozdrawiam i obserwuję, nie ma innej opcji. :D
    A.

    http://still-changeable.blogspot.com - będzie mi miło, jeśli zajrzysz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak mnie podbudowują takie słowa i dziękuje bardzo :) na pewno z przyjemnością do ciebie zajrzę :)

      Usuń