Tryb noc/dzień

29 czerwca 2014

Spirited Away: W krainie Bogów

2
Anime to moim zdaniem jeden z najbardziej niedocenianych gatunków filmowych na świecie. Większość ludzi stawia go na tej samej półce, co dobranocki, uważając, iż rysunkowe postaci występować mogą tylko w bajkach. Nic jednak bardziej mylnego. Japońska kinematografia udowadnia, że anime to przede wszystkim najbardziej czytelny środek do przekazu idei, życiowych mądrości oraz wielu innych rzeczy.
Największym specjalistą w tej dziedzinie jest Hayao Miyazaki reżyser między innymi „Ruchomego zamku Hauru” (zrecenzowane), „Księżniczki Mononoke” (zrecenzowane) oraz „Mojego sąsiada Totoro” (planuje obejrzeć). Tym razem chciałbym się jednak skupić na produkcji najbardziej docenionej na rynku międzynarodowym. Głównie, dlatego że została ona nagrodzona Oscarem, jako „Najlepszy długometrażowy film animowany” oraz Złotym Niedźwiedziem w kategorii „Najlepszy film”. Wielbiciele gatunku pewnie domyślają się już, że będę pisał o „Spirited Away: W krainie Bogów”.

Na samym początku filmu spotykamy Chihiro, która wraz ze swoimi rodzicami jedzie do nowego domu. Niestety po drodze gubią się w lesie i trafiają przed dziwną bramę. Po jej przejściu lądują w całkowicie opuszczonym na pierwszy rzut oka miasteczku. Mówię na pierwszy, ponieważ w jednej z restauracji znajdują wielkie porcje przepysznie wyglądającego jedzenia, na które rzucają się rodzice dziewczyny. Ona w tym czasem idzie zwiedzać miasto. Zatrzymuje się przed najbardziej okazała budowlą. Spotyka tam chłopca, który karze jej uciec przed zapadnięciem nocy. Jest już jednak za późno. Przestraszona biegnie do rodziców. Zauważa, że puste do tej pory uliczki pełne są dziwnych mrocznych istot. Wraca do restauracji, gdzie zostawiła mamę i tatę, ale odkrywa coś przerażającego. Zmienili się w dwie spasione świnie. Jest to kara za to, że zjedli pokarm przygotowany dla bogów. Jak się potem okazuje, brama, przez którą przeszli to tak naprawdę portal do zaświatów, a wielka budowla, sprzed której uciekła to SPA dla bóstw. Przybywają tam w nocy, żeby odpocząć i zaznać relaksujących kąpieli. Zarządcą całego kompleksu jest dość przerażająca czarownica Yubaba. Od teraz dziewczyna musi ciężko pracować, żeby przeżyć i mieć jakąkolwiek nadzieję by pomóc rodzicom. Na szczęście znajduje przyjaciół, Lin, Kamajiego oraz Haku, którego coś łączy z dziewczyną.

To tyle, jeżeli chodzi o fabułę. Mam nadzieję, że zbyt wiele nie zdradziłem, ale starałem się opisać ogólny zarys historii. Muszę przyznać, że dawno nie oglądałem nic tak ciekawego. Film wciągnął mnie już od pierwszej minuty, chociaż nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Dużo w nim tajemniczości oraz wspaniałej kreski, która sprawia, że mamy ochotę brnąć w niego dalej. Najbardziej jednak przypadł mi do gustu świat bogów. Bardzo barwny i ciekawy, naprawdę dopracowany. Zwłaszcza postaci, które w nim spotkamy. Do najciekawszych należą zarządca kotłowni Kamaji, wyglądający trochę jak pająk, z wieloma rękami i dość ponurym wyrazem twarzy. Nie jest jednak taki zły, na jakiego wygląda. Następny jest Bóg bez Twarzy, który strasznie mi przypomina Bukę z Muminków. Trochę przerażający, bo swoje oblicze skrywa pod maską i pojawiający się w najmniej odpowiednich momentach. Na początku spokojny, ale z czasem ukazuje swoją gorszą stronę. Nie ma, co opowiadać o głównej bohaterce, bo ona jest fenomenalna. Gapowata i strachliwa, ale nie dziwmy się, trafiła w naprawdę osobliwe miejsce. Z czasem jednak zobaczymy, że jest również odpowiedzialna, pracowita, pomocna i przyjacielska.

Oglądając „Spirited Away: W krainie Bogów” zacząłem rozumieć jeden szczegół łączący wszystkie produkcje Hayao Miyazakiego. Nie ma tu takich stuprocentowo złych bohaterów. No wiecie chodzi mi o takich w stylu Lorda Vadera czy chociażby Voldemorta, którzy krzywdzą innych z czystej przyjemności. Na początku zła wydawała mi się Yubaba, ale ona tylko przestrzega reguły tego świata. Zamiana rodziców Chihiro w świnie była tylko karą za to, że ruszyli jedzenie przygotowane dla kogoś innego. No dobra, niby miała władzę nad Haku, ale i tak nie uważam by była zła do szpiku kości. Nawet Bóg bez Twarzy okazuje się z czasem całkowicie inny niż przypuszczałem.

Film ten zachwyca nie tylko barwną oraz świetnie wykonaną animacją, ale również niesamowitą muzyką. Nie odrywa ona widza od opowieści, a tylko potęguje emocje w sposób bardzo subtelny.

Wielki plus daję też za dubbing. Wspaniale zostali dobrani aktorzy. Jan Janga-Tomaszewski, jako Kamaji wyszedł rewelacyjnie, tak samo z Chihiro, której głosu użyczyła Joanna Jabłczyńska. Ta gwiazda serialu „Na wspólnej” niesamowicie potrafiła oddać masę emocji towarzyszących swojej bohaterce. Prócz tej dwójki usłyszymy również Leszka Zduńka (Haku), Mirosławę Krajewską (Yubaba), Monikę Kwiatkowską (Lin) oraz wielu innych. Wszystkie dialogi idealnie współgrały z tym, co mogliśmy zobaczyć na ekranie.

Nie mam już pomysłu, co więcej mógłbym opowiedzieć o tym znakomitym filmie. Chcę jednak żebyście wiedzieli, że dawno nie oglądałem czegoś tak wybitnego. I nie dziwię się, że otrzymał on Oscara oraz kilka innych nagród. „Spirited Away: W krainie Bogów” to wspaniała produkcja pełna barwnych animacji, ciekawych bohaterów i co najważniejsze niesamowitej historii. Reżyser idealnie przedstawił poszukiwanie własnego miejsca na świecie oraz problemy z konsumpcjonizmem. Jeżeli oczywiście dobrze odebrałem obżarstwo rodziców Chihiro. Nie dziwię się teraz, czemu tak wiele osób lubi anime. Mają one moc przekazu i znakomitą formę. Moja ocena to 5/5.

2 komentarze:

  1. Pierwszy raz obejrzałam ten film, kiedy byłam jeszcze w sumie dzieckiem. Pamiętam, że zrobił na mnie ogromne wrażenie - nigdy wcześniej czegoś takiego nie oglądałam. Nie ukrywam, że było w nim coś przerażającego. Do krainy Bogów wracałam kilkakrotnie. Chętnie obejrzałabym sobie teraz tę produkcję, bo jestem ciekawa, jakbym po latach odebrała przekaz tego filmu. Pewnie zwróciłabym uwagę na zupełnie inne rzeczy :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie to jest fascynujące w równym wieku różnie można odbierać niby te same rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń