Tryb noc/dzień

13 maja 2021

Aneta Jadowska - Dziewczyna z Dzielnicy Cudów

2
Aneta Jadowska jest jedną z tych pisarek, która nie potrafi osiąść na laurach. Mimo bardzo dobrze przyjętej Heksalogii o Wiedźmie, w której poznajemy Dorę Wilk nie próbuję dopisywać na siłę kolejnych jej tomów. To historia zamknięta i kropka. Nic jednak nie broni by stworzone przez nią uniwersum się rozrastało. W końcu przez jej książki przewinęło się wielu bohaterów, a jak seriale pokazując produkty uboczny (Spin-offy) często dorównują o ile nie przerastają produkcję oryginalną. Czy tak jest w przypadku „Dziewczyny z dzielnicy cudów”. I tak i nie, ale do tego dojdę nieco później. Najpierw krótki zarys fabularny.

Nikita jest najemniczką i członkinią Zakonu Cieni. Z powodu wykonywanego zawodu wiele musi ukrywać. Tak samo przed wrogami jak i przyjaciółmi, których można by spokojnie było policzyć na palcach jednej ręki. Zwłaszcza u niej. Dlatego też, gdy tylko znika jej bliska znajoma postanawia skorzystać ze wszystkich dostępnych środków by tylko ją odnaleźć. Niestety w trakcie tego zadania na światło dzienne wychodzi kilka spraw, których niestety nie da się zamieść pod dywan. Zwłaszcza, gdy zostaje jej przydzielony, jako partner tajemniczy Robin.

To moje drugie podejście do tej pozycji i jak najbardziej udane. Pierwsze było lata temu zaraz po przeczytaniu pierwszego tomu wyżej wymienionej serii o Dorze Wilk i przyznam przerwałem lekturę w obawie, że znajdę tu coś podobnego. Nawet niewiecie, jakie było moje zaskoczenie, gdy się okazało, że byłem w przeogromnym błędzie. Książka ta nie jest może idealna. Czasami bardzo schematyczna i przewidywalna, ale pomysłowość autorki oraz niezwykle uniwersum potrafią wszystko przysłonić i naprawić. Wspaniale mi się czytało o Warsie i Sawie, dwóch miastach tak podobnych, a jednocześnie różnych będących alternatywnymi wersjami tego, co nazywamy stolicą. Dodatkowo masa poczwar najróżniejszej maści wyciągniętych ze wszystkich możliwych mitologii gwarantuje, że będziemy mieli ochotę zapoznać się z niejednym bestiariuszem. Tutaj też wiele rzeczy zostanie nam wyjaśnionych, ale to już swoją drogą. Zachwyca mnie ten brak kompatybilności magii z technologią oraz przymus używania niejednokrotnie archaicznych przedmiotów.

Autorka się wykazała i to nieźle. W lekko ponad trzystu stronach udało jej się zamknąć więcej niż niejednemu psiarzowi w całej trylogii, jednocześnie nie przytłaczając czytelnika zbyt wielka ilości informacji. W końcu najważniejsza jest równowaga między treścią, a formą.

Najmocniejszy element to sama Nikita. Patrząc na nią przychodzą mi na myśl słowa Shreka, że cebula i ogry mają warstwy. W jej przypadku jest tak samo. Pod powłoką twardej, zaangażowanej w swoją pracę oraz niejednokrotnie bezkompromisowej osoby skrywa naprawdę dużo tajemnic, które bardzo powoli są przed nami odkrywane. Wiele z tych rzeczy na pewno nie zauważyłoby się obserwując ją z boku. Ciszy mnie to, że nie jest ona wyidealizowana i niepokonana. No wiecie. Potrafi oraz wie wszystko. Nigdy nie trafia na przeciwnika silniejszego od niej. W tej części mamy znakomity przykład jak bardzo jest uzależniona od innych. To cudowne jak łatwo straciłaby swoje „uszy i oczy”. Poboczne postacie też nie są w kij dmuchał. Mają swoje historie oraz ciekawe osobowości, które zapewniają całości takiego sznytu. Każdy z nich coś wprowadza na przykład pani Stasia, jej sąsiadka z mety na Gocławiu.

Może to dziwnie zabrzmi, ale do ponownej próby przebrnięcia przez tę historię najbardziej zachęciły mnie opowiadania z innych książek autorki. Pokazały mi one główną bohaterkę w kompletnie innym świetle niż się spodziewałem. Reszta poszła już z górki. Wciągnąłem się i to na maksa. Brakowało mi jakiegoś dobrego urban fantasy zwłaszcza, że moja ulubiona Mercy Thomson jakoś ostatnio mi nie podeszła. Co jest dla mnie dziwne i to bardzo. Na szczęście w naszej rodzimej literaturze znalazłem wszystko to, czego potrzebowałem. Niesamowite zwroty akcji, walki na śmierć i życie, masę potworów oraz pewną lekkość w tekście. Nie jest może ona zbyt długa, ale to i dobrze. To pozycja na dwa albo trzy wieczory przy odpowiedniej wenie. Już na czytniku czekają dalsze losy bohaterki, bo tak jak w przypadku Sawy, jeżeli zbyt wiele czasu spędzisz w tym świecie, zostaniesz w nim na zawsze. Mi to jednak nie przeszkadza. Dlatego też niedługo spodziewajcie się kolejnych recenzji tej serii. „Dziewczynę z dzielnicy cudów” oceniam na 5/5.

Tytuł: Dziewczyna z dzielnicy cudów
Cykl: Nikita
Tom: 1
Autor: Aneta Jadowska
Wydawca: SQN
Data wydania: 14 września 2016
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka ISBN-13: 978-83-7924-620-5
Cena: 36,90 zł

2 komentarze:

  1. To ja mam odwrotnie :) zdecydowanie bardziej podeszła mi seria o Dorze (taaak, wiem w pewnym momencie było dużo "wątków pobocznych", ale i tak lubię ten świat). W Nikicie owszem, świetne było to, że nadal jest człowiekiem i wbrew temu co się wydaje, bardzo mocno jest powiązana z innymi. Natomiast o ile do Thornu mogę przeprowadzić się choćby jutro, o tyle Wars i Sawa są dla mnie zbyt chaotyczne i mroczne. Zdecydowanym plusem jest lekkość narracji z jakim Aneta prowadzi opowieść i - co tu kryć - jej poczucie humoru :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak poczucia humoru to tutaj nie zabraknie zwłaszcza takiego dobrego, nie wymuszonego jak to bywa w przypadku wielu innych książek. Co do tego człowieczeństwa Nikity to mam pewne obawy. Boje się żeby tak jak Dora nie przemieniła się w nadczłowieka, ale zobaczymy jak to będzie dalej.

      Usuń