Tryb noc/dzień

27 września 2018

Pacific Rim: Rebelia

1
Mówi się, że największym sukcesem szatana jest to, że ludzie przestali w niego wierzyć. Ja uważam ze największą porażką Hollywood jest to, że jedno z najlepszych swoich dzieł oddali chińczykom. Mowa tu o filmie, który spokojnie mógłby konkurować z nieśmiertelną Godzillą. Pamiętacie „Pacifik Rim”? Ja długo go nie zapomnę. Głównie dlatego, że jedynka została wyreżyserowane przez Guillermo del Toro, który jak mało kto potrafi się bawić kolorem i kształtem. Niestety kolejna cześć przeszła już w ręce niejakiego Stevena S. DeKnighta specjalizującego się bardziej w serialach niż pełnometrażowych produkcjach. Wziął na swoje barki naprawdę dużo i niestety poległ.

Minęło dziesięć lat, od kiedy zakończyła się wojna z Kaiju (potwory z innego wymiaru) mimo tego siły Ziemi nadal zbroją się żeby w każdej chwili być gotowymi na ich powrót. W tym czasie syn bohatera owych starć Jake Pentecost (John Boyega) kompletnie olewa dziedzictwo, jakie na niego spadło i imprezuje w najlepsze. Dodatkowo dorabia, jako złodziej części do Jeggerów (wielkich robotów). W czasie jednej z nielegalnych akcji poznaje niezwykle utalentowaną Amarę Namani (Cailee Spaeny), której ze znalezionych części udało się sklecić mniejszą wersję Jeggera. Niestety obydwoje zostają złapani, ale zamiast do więzienia trafiają do armii gdzie ich umiejętności mogą zostać wykorzystane. Nawet nie spodziewają się, jakiego psikusa szykuje dla nich los.

Na pierwszy rzut oka oglądając zwłaszcza zwiastuny można dojść do wniosku, że reżyserowi idzie całkiem nieźle. Inspirowany twórczością mistrza del Toro stara się kopiować to, co dobre. Niestety jak to zazwyczaj z kopiami bywa niejednokrotnie nie umywają się one do oryginału. Przecież mamy tutaj wielkie potwory i wielkie roboty. Co jednak w ty złego? Bo tak naprawdę nic więcej nie mamy. Cała fabuła została wyprana z czegokolwiek. Brakuje tu konkretnych emocji jedyne, co dostajemy to lanie się po pyskach. I to w rozmiarze XXL.

Trzeba jednak przyznać, że twórcy się starają. Próbują wprowadzić tu kilka pobocznych wątków, żeby całość jakoś wypełnić. Podoba mi się pomysł na agencję a raczej firmę, która chce przejąć od armii monopol na Jeggery tworząc nowsze i lepsze roboty. One tez zostały wyprane z czegokolwiek. Sterylnie czyste i białe wyglądają jak karykatury tego, co znamy, jak zjawy. Wydaje mi się jednak, że już gdzieś to widziałem. Podobny wątek został wykorzystany, jeżeli dobrze pamiętam w którejś części „Iron Mana”. Dodatkowo na plus idzie początkowa scena ucieczki małym Jeggerem. Pełno w niej dynamizmu i pasji. Prawie się poczułem jakby musnął ją sam mistrz.

Walki same w sobie może i nie są złe. Dużo w nich łomotu i wszechogarniającego kurzu. Wiem, że brzmi to trochę dziwnie, ale brakuje w nich efektywności. Same roboty ruszają się jak wozy w węglem na piaszczystej drodze. Po prostu nic ciekawego. Dodatkowo twórcy wykazali się prawie zerową kreatywnością. Dobrze prawie zerową kreatywnością. Liczyłem jednak, że armia Jeggerów będzie o wiele liczniejsza, a tu klops. Nie pierwszy zawód w przypadku tego filmu.

Nie wspomniałem jeszcze o grze aktorskiej. Sam John Boyega nic mi osobiście nie zrobił. Nie widziałem zbyt wielu produkcji z jego udziałem, wiem tylko, że grał w Gwiezdnych Wojnach. Jednakże tutaj nie zabłysnął aktorsko. Jego postać była płytka i nijaka. Lepiej już trochę wyszedł Burn Gorman oraz jego wcielenie dość ekscentrycznego naukowca. Najbardziej jednak w pamięci zapadła mi Cailee Spaeny, która mimo młodego wieku i niezbyt wielkiego doświadczenia pokazała pazur. Wykazała się niezwykłą charyzmą i chyba, jako jedyna okazała jakiekolwiek emocje.

„Pacifik Rim: Rebelia” ciężko określić, jako naprawdę kiepską produkcję, ponieważ widziałem o wiele gorsze. Najbardziej jednak boli mnie to, że tak zachłannie czerpią z pierwowzoru z naprawdę kiepskim skutkiem. Mogliby sami pomyśleć i spróbować tu dodać coś od siebie. Już sam nie wiem, kogo mam tu ochrzaniać. Reżysera, twórców, którzy na pewno dołożyli swoje pięć groszy czy też aktorów. To ich wspólne dzieło i wszyscy oni są odpowiedzialni za jego upadek. Dlatego oceniam go na 2/5.

1 komentarz: