Tryb noc/dzień

25 maja 2018

Próba sił

0
Przyłapanie mnie na oglądaniu kina grozy jest równie prawdopodobne, co zobaczenie na własne oczy potwora z Loch Ness. W jednym i drugim przypadku są tylko plotki i żadnych konkretnych dowodów. Dobra, trochę przesadziłem. Istnienie bestii w jeziorze jest bardziej prawdopodobne. Na serio. Gatunek ten jakoś do mnie nie przemawia. Zwłaszcza, gdy weźmiemy na warsztat prawdziwe horrory, a nie wampiry i wilkołaki uganiające się za sobą wzajemnie. Przyznam jednak, stał się cud. Nie chodzę jeszcze po wodzie ani nie zmieniam wody w winno, ale obejrzałem horror. Gdyby tu był dźwięk usłyszelibyście „łał”. Jak to się stało? Całkiem przypadkiem. Przełączając z kanału na kanał i poszukując jak najmniejszej szmiry trafiłem na urywek pewnego filmu, który naprawdę mnie zaintrygował. Był to fragment „Próby sił” wyreżyserowanej przez Chucka Russella odpowiedzialnego chociażby za „Maskę” czy też „Króla skorpiona”.

W Nowym Yorku powiało grozą. W niewyjaśnionych okolicznościach giną dzieci. Policja nie potrafi znaleźć żadnego tropu. To jest właśnie tło do historii Maggie O'Connor (Kim Basinger) która zajmuje się swoją porzuconą przez matkę narkomankę siostrzenicą. Coby (Holliston Coleman), bo tak jej na imię ma pewne problemy z kontaktami z innymi ludźmi. Jednakże to, co przyniesie czas przerazi niejednego dorosłego. Będzie musiała zmierzyć się z mocami, które przez wielu wkładane są między bajki.

Musze przyznać, że produkcja ta wciągnęła mnie bez reszty i przez kilka dni zastawiałem się, czemu tak się stało. Odpowiedz mam jedną. Fabuła jest bardzo realistyczna, a może raczej nieodrealniona. Skupia się bardzo na naszej wierze i pierwotnym strachu. Lęku przekazywanym nam z pokolenia na pokolenie. W końcu nikt nie wierzy w wampiry polujące nocą czy też armie zombie maszerujące ulicami. Dla wielu osób to zabawa, żart. I właśnie śmiechem na to reagują. Co jednak z nasza duszą, naszym jestestwem? To właśnie wiara jest największym przekaźnikiem w historii. Ona obalała państwa i „przenosiła góry”. Przyznam, że po dziś dzień mam dreszcze na samą myśl o tym, co by było gdyby fabuła ta okazała się prawdą. Co by było gdyby Eric Stark (Rufus Sewell) miał swoich miał swoich odpowiedników w dzisiejszych czasach.

Uspokójmy się jednak i przędźmy do samej produkcji. Jak na horror przystało, czyli podgatunek fantastyki nie mogło się tu obyć od efektów specjalnych, których tak naprawdę jest jak na lekarstwo. Widzimy je może w dwóch albo trzech scenach w sposób znaczny. Sami widzicie, że producenci poszaleli i to konkretnie. Pozostała cześć filmu jest delikatnie nimi okraszona. Czasem zobaczymy coś, co nie powinno istnieć i to wszystko. I muszę przyznać ze to rewelacyjny manewr, bo nie odciąga widza od tego, co najważniejsze, od historii. W końcu najbardziej się boimy tego, co nie widoczne. Prawda?
Gra aktorska jest na naprawdę wysokim poziomie. Obawiałem się ze będzie to kolejny film, przy którym zanudzę się jak mops albo przerwę go by zobaczyć powtórkę z obrad sejmu o ile gdzieś bym je znalazł przed północą. Kim Basinger naprawdę nie mogła zagrać lepiej, czasami jej dialogi były nad wyraz płytkie i bez wyrazu, ale wiem, że to nie jej wina. Znakomitym pomysłem było również obsadzenie tutaj Rufusa Sewella. Aktora dla mnie średnio znanego, ale z bardzo rozpoznawalną aparycją, która w połączeniu ze znakomitą grą stworzyła niezwykle przerażającą kreację. Jednakże to nie oni grali tu pierwsze skrzypce. Młodziutka Holliston Coleman po prostu wymiatała. Wcieliła się w Cody znakomicie, pokazując prawdziwą aktorską klasę.

„Próba sił” jest moim zdaniem takim soft horrorem. Działającym bardziej na wyobraźnię widza niż zapewniającą przerażające wizualne doznania. Nie zobaczymy tutaj rozrywania ludzkich ciał oraz morza posoki. Fabularnie został on zbudowany naprawdę dobrze, każda scena staje się elementem większej układanki, a postaci, które tutaj spotykamy mają naprawdę wiele do powiedzenia. Nawet, jeżeli pojawiają się na ekranie tylko na chwilę. Trzeba również pamiętać, że pochodzi on z 2000 roku. Niby to nie taka odległa data, bo tylko osiemnaście lat, ale w tym czasie kinematografia oraz technologie poszły konkretnie do przodu. Widać jednak, że twórcy wykorzystali wszystkie dostępne środki i stworzyli film naprawdę ciekawy. Dlatego moja ocena to 4/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz