Tryb noc/dzień

6 stycznia 2018

W starym, dobrym stylu

0
Po obejrzeniu „Niezniszczalnych” doszedłem do wniosku, że aktorzy w pewnym wieku powinni powiedzieć dość. Zarobili wystarczająco dużo, żeby żyć sobie w luksusie, aż po kres swoich dni. Jednakże ktoś mi udowodnił, że to bzdura. Piosenkarze niezależnie od wieku występują, ponieważ nadal w ich sercach gra muzyka tak samo gwiazdy kina nie powiedziały swojego ostatniego słowa. Dla mnie początek nowej drogi rozpoczął Robert De Niro, które mimo siódmego krzyżyka na karku rewelacyjnie zagrał w „Praktykancie”. Dlatego też z nieukrywana przyjemnością zapraszam na recenzję „W starym, dobrym stylu”.

Trójka przyjaciół Willie Davis (Morgan Freeman), Joe Harding (Michael Caine) oraz Albert Garner (Alan Arkin) zostają oszukani przez bank. Pozbawieni jakichkolwiek środków do życia postanawiają w ramach zemsty odebrać to, co im się należy. Jednakże z powodu wieku (są emerytami) nie będzie to takie proste jak się początkowo wydaje.

Muszę przyznać, że spoglądając na plakat tego filmu nie spodziewałem się dostać czegoś tak rewelacyjnego. Film ten, a raczej występujący w nim aktorzy udowadniają, że na grę nigdy nie jest z późno, trzeba tylko należeć do grona aktorów przez duże „A”. Cała ta trójka może pochwalić się, chociaż jednym Oskarem i masą innych nagród. Patrząc na nich czuje się pewną, nostalgię ale również smutek. Wiem, że za kilka lat może ich zabraknąć, ale należy się cieszyć tym, że nadal są w swoim żywiole. To widać w każdej scenie. Jeżeli jesteście fanami „powrotu do przyszłości” to pewnie spodoba się Wam się również pojawienie Christophera Lloyda. Trochę mało go tu widać, ale jednak świetnie wciela się w swoją role.

Jak przystało na komedię nie mogło zabraknąć tu humoru i to takiego z najlepszego sortu. Nie ma tu przeklinania, tępych blondynek czy robienia komuś krzywdy. Za to dostajemy pełno gagów sytuacyjnych, które po prostu rozbrajają widza. Dla mnie najlepszy jest moment jak sprawdzają swoje możliwości w supermarkecie. Ucieczka na wózku elektrycznym i pani ochroniarz wyglądająca jak „kolumbijska przemytniczka narkotyków” to istna poezja. Już mi się mordka śmieje na samą myśl o tym, a w czasie filmu mało się nie popłakałem ze śmiechu.

Wszystko to zawdzięczamy nie tylko znakomitej obsadzie, ale również ludziom odpowiedzialnym za całokształt. Jedną z takich osób jest oczywiście reżyser, bo to on pilnuje wszystkiego. Nie małym zaskoczeniem było dla mnie, gdy dowiedziałem się, że w tej roli tak znakomicie sprawdziła się gwiazda serialu „Chorzy doktorzy”, czyli Zach Braff. Koleś jest naprawdę niesamowity.

Całość filmu utrzymana jest w lekkim komediowym nastroju. Nic tu nie jest przesadzone ani wyolbrzymione. Najgorsze by było gdyby aktorzy musieli wykonywać rzeczy, które w tym wieku byłyby po prostu niemożliwe, to naprawdę krzywdziłoby widza. Ich przy okazji również. Tutaj jednak mimo problemów starczych wychodzą ze wszystkiego obronną ręką. Sama ich relacja między sobą jest niezwykle urokliwa i przypomina tę z „Dwóch zgryźliwych tetryków”. Niby za sobą nie przepadają, ale wejdą za sobą w ogień. Prawdziwa męska przyjaźń.

Z tego, co się zorientowałem nie jest to chyba oryginalny scenariusz. Wątek ten został już użyty chociażby w produkcji z 1979 roku o tym samym tytule. Mi to jednak nie przeszkadza. Widać tutaj masę pracy, jaka została włożona. Przyjemne zostało również obejrzeć śmietankę amerykańskich aktorów, który nadal rządzą na wielkim ekranie. Jeżeli macie ochotę na półtorej godziny rewelacyjnej zabawy to film właśnie dla Was. Moja ocena to 5+/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz