Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam wracać do książek, które miło wspominam. Ubóstwiam ponownie zagłębiać się w niezwykłe historie ukryte między stronicami. Nie ważne, że znam ich zakończenie. W międzyczasie tyle się tego przeczytało, że nie wiem czy wątki, które pamiętam, pochodzą właśnie z tej opowieści. Ja osobiście najchętniej wracam do znakomitej serii napisanej przez Johna Flanagana, zatytułowanej „Zwiadowcy”. Dzisiaj opowiem o jej czwartej księdze, czyli o „Bitwie o Skandię”.
Will wraz z Evanlyn nadal ukrywają się w leśnej chatce. Pewnego dnia dziewczyna znika. Zaniepokojony Zwiadowca wyrusza na jej poszukania. Niestety, osłabiony przez nałóg, z którego szczęśliwie wyszedł oraz trudne warunki żywieniowe nie ma szans jej uwolnić. Trafiła w ręce niezwykle niebezpiecznych, temudżeińskich jeźdźców. Wojowników ze stepów, którzy prują z łuku tak dobrze jak niegdyś on. Szczęście, mu jednak sprzyja. Zjawia się Halt i Horace. Radość nie trwa jednak długo. Oddaleni od domu, na terenie Skandian dowiadują się o spisku potężnego wodza, który pragnie pokonać wojowniczy lud. Jak to się mówi wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Czy dwa zwaśnione kraje połączą swe siły żeby pokonać wspólnego przeciwnika?
No muszę powiedzieć, że noc zarwałem. Dawno mi się to nie zdarzało, ale musiałem dokończyć tę historię. Z zapartym tchem czytałem o przygodach naszych bohaterów. Najbardziej jednak spodobał mi się sposób, w jaki autor opisywał walki. I nie chodzi mi tu o starcia jeden na jednego, lecz pełnowymiarowe batalie między armiami. Nie są to zwykłe nawalanki, ale w pełni przemyślane, wyśmienicie zaplanowane potyczki. Dostajemy tu gotowy poradnik „Jak wygrać wojnę”. Obserwujemy krok po kroku przygotowania. Zagłębiamy się w psychikę nieprzyjaciela, szukamy jego słabych stron oraz sposobów, żeby go zaskoczyć. Wielokrotnie w prawdziwej historii to właśnie dobry plan pozwolił zwyciężyć. Nawet, jeżeli podział sił jest bardzo nierówny.
Właśnie to uwielbiam u Flanagana, jego opowieści są dopracowane w każdym calu. Nie zapomina o żadnym, nawet najmniejszym szczególe. Nie wyobrażałem sobie, że w niecałych czterystu stronach można zmieścić aż tyle. Znacie mnie już trochę i wiecie, że nie przepadam za zbyt rozwlekłymi opisami. Tutaj ich nie ma. Dominuje minimalizm oraz zachęcenie czytelnika do samodzielnego myślenia.
Wielkim plusem jest również pokazanie Zwiadowców, jako zwykłych ludzi. Will po wyjściu z nałogu stał się cieniem samego siebie. Zazwyczaj niezależny samowystarczalny, teraz niepewny swoich umiejętności stał się zwierzyną, niezdolną obronić siebie i tych, na których mu zależy. Czy jest coś gorszego? Spadek z samych wyżyn. Kto raz zakosztował bohaterstwa i uwielbienia poczuje prawdziwy, gorzki smak porażki.
Nie wiem, co mógłbym więcej mógłbym powiedzieć o tej części. Wiele argumentów, które przedstawiałem w poprzednich recenzjach tej serii spokojnie można dać i tutaj. Poziom nie spada. Powiedziałbym, że rośnie. Autor pokazuje się nam, jako wyśmienity kreator zbudowanego przez siebie świata. Jako strateg potrafiący w każdej chwili zaskoczyć nawet najbardziej wybrednego czytelnika, oraz co ważniejsze wspaniały pisarz. Słyszałem prawie świst strzał oraz gwar pola walki. Pragnąłem z bohaterami przedzierać się przez Skandię oraz ucztować wraz z jej mieszkańcami. Poczułem się znowu jakbym był dzieckiem. Emocje towarzyszące pierwszemu spotkaniu z tym cyklem ponownie powróciły równie silne, co poprzednio. Nie mogę się doczekać, kiedy pochłonę kolejne części. Moja ocena 5/5.
Tytuł: Bitwa o Skandię (Battle for Skandia)
Cykl: Zwiadowcy
Tom: 4
Autor: John Flanagan
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Wydawca: Jaguar
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 21 października 2009
Liczba stron: 392
Oprawa: miękka
Format: 135 x 200 mm
ISBN-13: 987-83-7686-001-5
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Lubię kiedy opisy bitew są dobrze przemyślane. Zawsze myślałam, że to nudne czytać takie rzeczy, ale okazuje się, że bardzo lubię kiedy wojsko wymyśla jakiś kartel który pomaga im zdobyć przewagę :) Chętnie przeczytam te książki!
OdpowiedzUsuńhttp://magiel-kulturalny.blogspot.com/
To jest właśnie najfajniejsze :) myślisz ze to koniec :) nie ma wyjścia a tu ktoś wpada na pomysł który zmienia całkowicie bieg całej bitwy :)
UsuńA mnie ten tom wydawał się słabszy. Chociaż faktycznie Flanaganowi nie można odmówić umiejętności opisywania scen walki i wymyślania strategii - w "Zwiadowcach" zawsze stoją na wysokim poziomie. Mimo licznych wojen w fantastyce, jest to dość wyjątkowe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jakieś starcie jest w każdej książce tak naprawdę :) nie musi to być wojna ale odwieczna walka jest wpisana w ten gatunek, nawet w większości romansów paranormalnych :)
Usuńbardzo mi sie podobal chociaz przyznam ze koeljny byl jeszczel epszy :D tak czy siak cudownie wrocic do Willa i jego przyajciol - ten swiat jest tak cudny ze sie nie nudzi nawet za ktorys razem :D
OdpowiedzUsuńAutor dopracował go w każdym calu :)
UsuńCzytałam tylko pierwszą cześć, ale w kolejce już czekają następne ;)
OdpowiedzUsuńRaz dwa je pochłoniesz jestem tego pewien :)
Usuń