Tryb noc/dzień

24 lipca 2014

Hot Fuzz - Ostre psy

0
Mogłoby się wydawać, że tworzenie parodii wielkich hollywoodzkich produkcji jest proste. Nic bardziej mylnego. Reżyser takiego przedsięwzięcia musi wykazać się nie tylko dużą dozą humoru, ale również kreatywnością. Niby scenariusz ma, ale co z tego, jeżeli większość scen trzeba przerobić tak, żeby za bardzo ich nie zmienić rozśmieszając jednocześnie widza. Wielokrotnie się to udawało. Dowodem mogą być m. in. seria „Straszny film”, „Szklanką po łapkach” czy chociażby „W krzywym zwierciadle: Strzelając śmiechem”. Tytuły te nie są Wam pewnie obce, sami wielokrotnie oglądaliście je śmiejąc się do rozpuku. Dzisiaj jednak opowiem o filmie, którego ciężko nazwać parodią w dosłownym tego słowa znaczeniu. „Hot Fuzz - Ostre psy” to przepełniona brytyjskim, czarnym humorem, komedia kryminalna wyreżyserowana przez Edgara Wrighta. To dzięki niemu mogliśmy zobaczyć „Wysyp żywych trupów”, „Przygody Tintina”, a od przyszłego roku „Ant-Mana”

Posterunkowy Nicholas Angel (Simon Pegg) na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od swoich kolegów po fachu. Wystarczy jednak spojrzeć w jego osiągnięcia by stwierdzić, że jest super gliną. Nie wszystkim to się podoba. Zbyt duże sukcesy Nicholasa sprawiają, że reszta policjantów wypada przy nim słabo. Powiedziałbym nawet, że jak ostatnie niedojdy. Komendant postanawia go awansować, wysyłając jednocześnie na całkowite odludzie. Do małej miejscowości Sanford, gdzie nigdy nic się nie dzieje. Tak jest oczywiście wg mieszkańców. Prawda może jednak zaskoczyć. Już jakby na dzień dobry ktoś dokonuje serii bestialskich morderstw. Nikt nie widzi w tym nic dziwnego. Zwykłe wypadki, że ktoś sobie głowę obciął albo dom eksplodował. Nieszczęścia przecież chodzą po ludziach. Nowy policjant nie chce jednak dać za wygraną. Stawiając sobie za punkt honoru rozwiązanie sprawy. Nie będzie to jednak łatwe zwłaszcza wtedy, gdy nikt nie chce współpracować.

Muszę powiedzieć, że film ten naprawdę miło mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się, że tak absurdalna historia wciągnie mnie bez reszty. Niby nic niezwykłego dwóch różnych, jak ogień i woda, policjantów w jednym radiowozie. Widzieliśmy to już setki razy. Nicholasa można nazwać wzorowo pedantycznym gliną. Dla niego wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Może pochwalić się nawet instynktem, dedukcją oraz niezwykłą spostrzegawczością i jasnym umysłem, którego nie powstydziłby się Sherlock Holmes. Całkowicie oddał się pracy, przez co stracił ukochaną i musi teraz mieszkać z ulubioną roślinką. Jego partnerem zostaje syn nowego szefa, Danny Butterman (Nick Frost), dość postawny i gapowaty wielbiciel kina akcji, któremu marzy się prawdziwa strzelanina.

Jak sami widzicie motyw dość oklepany, ale jakie wykonanie. Przez cały czas trwania filmu akcja po prostu wypływa z niego. Nie chodzi mi tu tylko o niezwykle krwawe morderstwa, które zamiast widza wystraszyć rozbawią, ale również o pościgi i wciągającą zagadkę do rozwikłania. Niby od samego początku producenci starają się delikatnie naprowadzić widza na odpowiedni trop, ale nie jest to dobra droga. Oczywiście do rozwiązania sprawy, ponieważ ta jest o wiele bardziej zagmatwana niż może się wydawać.

Jak na tak niezbyt ambitną produkcję „Ostre psy” mogą pochwalić się naprawdę gwiazdorską obsadą. Znajdziemy tu Martina Freemana znanego chociażby z „Hobbita” i „Sherlocka”, Billa Nighy’ego, czyli Viktora z „Underword” oraz potterowego woźnego Argusa Filcha albo po prostu Davida Bradleya. Jak widzicie sama śmietanka brytyjskiej sceny aktorskiej.

Największym jednak atutem jest masa humoru i to takiego bezprecedensowo prostego. Dla wielu pewnie krew tryskająca jak z węża ogrodowego będzie zabawna, ale należy również dopatrzeć się takich małych szczególików jak zachowania niektórych mieszkańców. Zauważycie też absurdalność niektórych zdarzeń. Mi osobiście wiele razy przez głowę przechodziła myśl, że jak scenarzyści mogli zrobić coś tak głupiego? Właśnie to jednak jest piękne w tym filmie. Im coś bardziej bezsensowne tym bardziej rozbawi widza. To jest właśnie kwintesencja brytyjskiego humoru.

Źle o tej produkcji powiedzieć chyba nie można. Świetna obsada aktorska, super historia, wspaniałe wykonanie oraz dwie nieprzerwalne godziny świetnej zabawy sprawiają, że musicie go obejrzeć. Dziwne jest to, iż wcześniej o nim nie słyszałem, a dopiero telewizja uświadomiła mnie, że jest coś tak niesamowitego. Polecam go wszystkim wielbicielom czarnych komedii. Moja ocena to 5-/5.

Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz