Tryb noc/dzień

23 maja 2014

Incepcja

0
Sny. Najbardziej zaskakująca rzecz w życiu człowieka. Łączą w sobie przeszłość, przyszłość i teraźniejszość. Przedstawiają to, co widzieliśmy lub chcielibyśmy zobaczyć. Przez wielu uważane za wybryk podświadomości niemający nic wspólnego z realizmem. Nie raz jednak słyszeliśmy o tym, że wystarczy coś sobie wyobrazić by stało się rzeczywistością. Zauważmy, że w objęciach Morfeusza wszystko wydaje nam się prawdziwe. Koszmary w naszej głowie stają się tak przerażające, że nie zostaje nam nic innego jak tylko uciekać. Gdzie jednak biegniemy? Czy ta droga ma cel? Nie ma nic gorszego niż bieg niemający końca. Zwłaszcza, gdy potwór jest coraz bliżej. Jest jednak sposób na walkę z nim. Istnieją osoby, które wiedzą, że śnią i potrafią kontrolować świat swojej wyobraźni. Wtedy stają się małymi bogami własnego umysłu. Pomyślmy, czy nie byłoby fajnie wykreować otoczenia tak jakbyśmy chcieli? Najtrudniej jednak byłoby odróżnić rzeczy prawdziwe od fikcji. Zwłaszcza po wielogodzinnych podróżach. Właśnie o tym jest film wyreżyserowany przez Christophera Nolana, pt. „Incepcja”.

Przyszłość, nie tak daleka od naszej. Nie porywa się już ludzi, by siłą wyciągnąć z nich informacje, naukowcy znaleźli inne sposoby. Grupa pod kierownictwem Cobba (Leonardo DiCaprio) specjalizuje się w ekstrakcji, czyli wydobywaniu danych wprost z głowy ofiary w czasie snu. Łatwiej jednak jest coś zdobyć z ludzkiego umysłu niż wszczepić myśl. Właśnie takie zlecenie dostają od Saity (Ken Watanabe) bogatego biznesmena, który pragnie nie dopuścić do monopolizacji rynku energetycznego. Cobb podejmuje się wyzwania z jednego powodu. Pracodawca obiecuje mu szczęśliwy powrót do dzieci, których dawno nie widział. Misja nie jest jednak łatwa. Dawne wspomnienia ciążące w głowie podróżujących mogą zaszkodzić całej akcji. Czy się uda? Czy wszystkich czeka szczęśliwe zakończenie? Może to tylko kolejny sen?

Zanim przejdę do oceny tego filmu trzeba się zastanowić, co reżyser i scenarzysta w jednej osobie chce nam zaaplikować. Na początku wydawało mi się, że będzie to thriller psychologiczny, przeniesiemy się przecież do ludzkiej podświadomości. Znowu efekty specjalne podpowiadały kino science fiction. Zwracając uwagę na fabułę na myśl przychodzi nam kryminał. Dość długo planują włamanie, uważane przez wielu za niemożliwe. Znamy to chociażby z „Ocean's Eleven”. Jednak to, co otrzymujemy zaskakuje, ponieważ ukazuje całkowicie inny wymiar kinematografii. Pełno jest tu pościgów, strzelania, wspaniałych zwrotów akcji oraz niesamowitej opowieści. Najciekawsze jest jednak to, że wymaga się od widza naprawdę dużo skupienia. Nie wolno wychodzić do kuchni po herbatę. Jak się wróci ciężko będzie połapać się w historii. Dzieje się ona, bowiem na wielu płaszczyznach, tak różnych od siebie ja to tylko możliwe. Pod tym względem przypomina mi się film „Sucker Punch”.

Chciałem zwrócić również uwagę na nagrody, jakie produkcja ta otrzymała. Cztery Oscary za najlepsze efekty specjalne, najlepsze zdjęcia, najlepszy dźwięk oraz jego montaż są całkowicie zasłużone. Najbardziej urzekł mnie kawałek „Time” skomponowany przez Hansa Zimmera.

Na pochwały zasługuje również obsada aktorska. Została świetnie dobrana. Już na pierwszy rzut oka widać ich emocje. Nie są tylko jednowymiarowymi lalkami, które zostały wciśnięte w film, żeby tylko jakoś go zapełnić. Widać po nich, że przykładają się do tego, co robią. Najlepiej w swoje role wczuli się Tom Hardy oraz Joseph Gordon-Levitt, chociaż Ellen Page też dobrze poszło.

Na zakończenie powiem, że to jeden z ciekawszych filmów, jaki oglądałem w ostatnim czasie. Takie połączenie surrealistycznego spojrzenia na ludzką wyobraźnię i wciągającego kryminału. Pokazuje, że Christopher Nolan jest mistrzem w tym, co robi. Potrafi idealnie połączyć na pierwszy rzut oka niepasujące do siebie elementy, tworząc coś niesamowitego. Chociaż mógł stworzyć cos krótszego. Dwie i pół godziny to dość długo i czasami trochę się nudziłem, ale tylko czasami. Moja ocena to 4/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz