Tryb noc/dzień

11 marca 2014

Pacific Rim

2
Moim skromnym zdaniem jednym z głównych zadań plakatów jest zainteresowanie przyszłego widza filmem. Powinny one przyciągać nie ukazując jednak wszystkiego. Czasami to ukrywanie całej prawdy jest mylne. Sam się o tym przekonałem patrząc na plakat „Pacific Rim”. Widząc wielkiego robota wydawało mi się, że film ten to kopia „Transformersów” (produkcji fajnej jednakże dla mnie niezbyt wciągającej). Wystarczy jednak obejrzeć trailer by przekonać się, że „Pacific Rim” to coś więcej. Skrywa on pewnego rodzaju duszę. Nie ma, co się dziwić jego reżyserem jest nie kto inny jak Guillermo del Toro. To on nakręcił obie części „Hellboy’a”, „Labirynt Fauna”, „Blade’a: Wiecznego łowcę II”, jest również scenarzystą wszystkich części „Hobbita”. Wielu z was pewnie widziało te filmy i tak jak ja byli nimi zachwyceni, tym razem również się nie zawiedziecie.

Kaiju to nieślubne dzieci Godzilli. Wielkie potwory przybyły na Ziemię z wyłomu znajdującego się na dnie Pacyfiku. Potrafią tylko niszczyć i zabijać. Na ich drodze stają jednak stworzone przez ludzi gigantyczne roboty zwane Jaegerami. Tylko one są w stanie je zgładzić. Nie wszystko jednak idzie tak jak powinno. Skuteczność robota zależy od pilotów (zawsze dwóch), którzy nim kierują. Społeczeństwo czuje się bezpieczne, uspokaja się do czasu, gdy z wyłomu wychodzą coraz większe i niebezpieczniejsze bestie. One uczą się. Wiedzą jak pokonywać wysłane przeciwko nim roboty. Ludzkość zaczyna przegrywać. Mijają lata. Tylko jeden Jaeger może zakończyć nadchodzący kataklizm. Za jego sterami musi stanąć były pilot, który widział i czuł śmierć swojego brata oraz początkująca adeptka z niezłymi umiejętnościami, lecz po przejściach. Ta dwójka jest jedyną nadzieją ludzkości. Muszą stawić czoło swojej przeszłości by jak najlepiej wykonać przydzielone im zadanie.  Kaiju nie przestają atakować robią to coraz częściej a każdy następny, który wyjdzie z wyłomu jest silniejszy od poprzedniego. Mają one, bowiem plan, straszny plan związany z naszą planetą. O nim dowiecie się jednak oglądając film.

Sam nie wiem, od czego zacząć opowiadając o „Pacific Rim”. Wszystko w nim jest dopracowane i wciągające. Zacznę jednak od tego, co najbardziej rzuca się w oczy, czyli od niesamowitych efektów specjalnych. Kaiju i Jaegery wyglądają obłędnie. Potwory mają to do siebie, że każdy jest inny, nie ma dwóch takich samym, jednak mimo tego, że jest ich wielu nie brakowało pomysłów na ich wygląd. Co do robotów to najbardziej zauroczyło mnie to, że nie wyglądają jak auta, które wyjechały dopiero co z salonu. Daleko im też do wcześniej wspomnianych „Transformersów”. Czemu? Wyglądają trochę jak ze śmietnika. Nie mają błyszczącego lakieru w wielu kolorach, to zwykłe kawały stali pierwszorzędnie nawalające się z przeciwnikiem. To jest wspaniałe. Dzięki temu widać, że są to roboty po przejściach, że nie jedną walkę stoczyły i nie zawsze wychodziły z nich bez szwanku. O potyczkach lepiej nie będę wspominał, bo one wyglądają nieziemsko. Kolejnym wielkim plusem są bohaterowie w filmie. Najpierw ci najbardziej moim zdaniem ciekawi. Para naukowców Dr Newton Geiszler (Charlie Day) oraz Gottlieb (Burn Gorman). Tak różni od siebie, jeden bada Kaiju, drugi natomiast zajmuje się wyliczaniem prawdopodobieństwa ich ataku. Praktyk i teoretyk, którzy się bez przerwy kłócą. Czy nie przypomina wam to może „Teorii wielkiego podrywu”? Mi bardzo. Inne ciekawe postaci to marszałek Stacker Pentecost (Idris Elba) na początku twardy i surowy żołnierz, jak się potem okazuje również kochający ojciec. Najbardziej jednak w tym filmie rozbawiła mnie postać grana przez Rona Perlmana, którego znamy z roli Hellboy’a. Hannibal Chau zajmuje się handlem szczątkami Kaiju. Co w nim jest zabawnego? Jego strój to taka krzyżówka alfonsa z gwiazdą rocka. Szpanuje na maksa obitymi złotem trzewikami.

Jednak im dłużej oglądałem „Pacific Rim” tym bardziej zaczynałem widzieć pewne podobieństwa do serii o Godzilli zwłaszcza tej części, w której pojawiła się Mechagodzilla. Wydaje mi się, że Travis Beacham, czyli autor całej historii wzorował się na tamtych filmach i to bardzo. Mi to jednak nie przeszkadza, ponieważ stworzona przez niego historia, mimo że tak podobna to jednak różni się od tamtego filmu. Stworzył coś nowatorskiego i chętnie bym obejrzał jeszcze jakąś produkcję tego typu.

Na zakończenie chciałbym powiedzieć, że nie jest to film całkowicie poważny.  Widać w nim zabawne akcenty, które po walkach potworów w rozmiarze MegaXXL pozwalają się widzowi zrelaksować. Pozbyć się tego emocjonalnego napięcia.

Czas jednak zakończyć tą recenzje. Nie wiem czy udało mi się was zachęcić do obejrzenia tego filmu. Dla mnie to naprawdę kawał świetnie wykonanej roboty. Wciągający, ciekawy, z niesamowitymi efektami specjalnymi i dodatkowo z nutą humoru. Czego można chcieć więcej od dobrego kina akcji? Jeżeli jesteście fanami wielkich robotów albo nie pominęliście żadnej części Godzilli film ten na pewno przypadnie wam do gustu. Moja ocena to 5-/5.

2 komentarze:

  1. Udało Ci się zachęcić do obejrzenia. Już kiedyś "oglądałam" ten film ale stwierdziła że jest nieciekawy (możliwe że z powodu późnej godziny) i przespałam cały środek filmu. Obudziłam sie tylko na końcówę, ale może spróbuje obejrzeć go jeszze raz. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To na pewno z tego powodu wydał ci się nieciekawy :) radze obejrzeć ponownie i to uważnie :)

    OdpowiedzUsuń