Tryb noc/dzień

9 kwietnia 2021

Raya i ostatni smok

0
W ostatnim czasie pandemia mocno dała się we znaki dosłownie wszystkim. Nie chodzi mi tu tylko o służbę zdrowia oraz gospodarkę, ale o zwykłych ludzi, którym zostały odebrane takie małe przyjemności jak chociażby chodzenie do kina. Uwierzcie mi jakby jutro je otworzyli poszedłbym nawet na 365 dni. Niezły ze mnie desperat. Dlatego też ogromnym ratunkiem jest dla wielu internet oraz platformy VOD przepełnione po brzegi różnego rodzaju filmami. Po co jednak oglądać stare produkcje jak można zobaczyć jakiegoś świeżaka? Dlatego też ogromna chwała dla Disnay+, bo to właśnie oni w tak trudnych czasach zaprezentowali nam stawiającą na nogi bardziej niż poranna kawa „Rayę i ostatniego smoka”.

Kumandra jest piękną krainą. Chciałoby się rzec, że miodem i mlekiem płynącą. Prawdziwy raj na ziemi, nad którym piecze sprawują smoki. Niestety pewnego dnia pojawiania się Druun, przerażająca istota przemieniająca wszystkich w kamienne posągi. By ja pokonać smoki zbierają wszystkie swoje siły i przelewają je w klejnot, który od teraz będzie stał na straży pokoju. Niestety owi strażnicy przypłacają to życiem. Niema, co jednak liczyć na spokój. Naród zamiast połączyć swoje siły w odbudowie kraju dzieli się na pięć wiecznie wałczących z sobą nacji pragnących zdobyć Smoczy Klejnot.

Oglądając trailery czasami trudno wyobrazić sobie jak będzie wyglądał zarys fabularny, jak akcja się potoczy oraz co ostatecznie zobaczymy. Jeszcze trudniej oddać jest emocje, które będą nam towarzyszyły w czasie seansu. W przypadku tej produkcji jest tak samo. Zapowiedzi były niczym innym jak wierzchołkiem góry lodowej, a sam film resztą tego, co znajduje się pod wodą. Dostajemy, bowiem prawie dwie godziny wspaniałej zabawy dla całej rodziny. Dwie godziny przygód, podróżowania związanego ze zwiedzaniem, poznawaniem nowych kultur oraz towarzyszeniem jednej z najciekawszych bohaterek w historii Disneya. Mimo, że blisko jej do połączenia Meridy i Vaiany, czyli dwóch kobiet dość mocno łamiących schematy pojawiające się w poprzednich animacjach tej wytwórni to ma ona w sobie cos, co ją wyróżnia. Człowieczeństwo ukazujące się na każdym kroku, może i podszyte samolubnością jakbyśmy zagłębili się w jej motywy, ale nigdy nie stroniła od prawdy. Potrafiła przyznać się do winy, a jednocześnie wykazywać się ogromną dozą empatii mimo zdrady, która odbiła na niej ogromne piętno.

Wizualnie to istny majstersztyk. Niezwykle barwna animacja powala na kolana i to już od pierwszych minut. Widać, że twórcy nie oszczędzali na specjalistach i chwała im za to. Mimo że od dawna była pisana przyszłość tej animacji, jako produkcji na mały ekran to wszystko zostało dopieszczone. Fabularnie, wizerunkowo, nawet można przymknąć oko na niektóre dość schematyczne wątki to jednak ogląda się to wszystko z ogromną przyjemnością. Widzowi nie zabraknie tu wzruszeń, chwil na przemyślenia czy też humoru. Ten ostatni mamy zagwarantowany dzięki Sisu, która swoją niezdarnością oraz błędnym postrzeganiem rzeczywistości mogłaby obdarować dziesiątki osób. Dorośli zauważą tu pewne niuanse ledwo dostrzegane przez młodszego widza zachwyconego głownie kolorystyka i przesłodkim Tuk Tukiem. W końcu świat ten mimo swojego piękna przepełniony jest zepsuciem, wszechogarniającą zdradą, zazdrością oraz kompletnym brakiem zaufania. Nie wiem czy jest coś gorszego.

Warto jednak poświęcić chwilę antagonistom, których tu tak na serio niema. Dziwnie to brzmi, ale moim zdaniem jest trafne. Nikt nie jest tu zły do szpiku kości. Tak samo jak było z Killmongerem w Czarnej Panterze. Mają oni swoje plany oraz przemyślenia coś nimi kieruje, ale nie ważne jak źle postąpią nie robią tego by siać spustoszenie albo dla własnej korzyści. Nimi kieruje coś większego.

Trudno tu powiedzieć coś więcej prócz kolejnych słów zachwytów. Oglądałem „Rayę i ostatniego smoka” z zapartym tchem i mam szczera nadzieję, że jak czasy się poprawią to trafi on na wielki ekran. Wszystkim nam jest potrzebna taka dawka pozytywnej energii, śmiechu oraz pokazania, że po deszczu wychodzi słońce. Tej animacji nie da się nic zarzucić prócz tego, że w końcu się kończy, a to co zobaczymy na finiszu bije na głowę wszystkie inne sceny. Nie chce tu zdradzać zbyt wiele. Wolałbym żebyście sami się przekonali jak bardzo wartościowa jest to historia i dlatego ze szczerego serca polecam ją wszystkim. I zaszaleje. Oceniam ją na 6/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz