Tryb noc/dzień

14 lipca 2017

Nico - ponad prawem

0
W zagranicznej, a zwłaszcza amerykańskiej kinematografii sporo było już aktorów, którzy ze sztuk walki zrobili swój znak rozpoznawczy. Jedni znikali po kilku filmach, historia innych ciągnie się po dziś dzień. Tak właśnie jest ze Stevenem Seagalem. Niektórzy powiedz, że ostatnio nieco ciszej się o nim zrobiło. Mają rację. W nowszych produkcjach przestał grać pierwsze skrzypce. Chciałem jednak dzisiaj opowiedzieć o jego kinowym debiucie. Zapraszam na recenzję „Nico – ponad prawem”.

Nico Toscani (Steven Seagal) jest jednym z lepszych Chicagowskich gliniarzy. Uczciwy, bezwzględny i wierny swojej rodzinie. Zawsze doprowadzi każdą sprawę do końca. Niestety na jego drodze staje grupa przestępcza, która nawet dla niego może być orzechem nie do pogryzienia. Sieć układów i korupcji sięga naprawdę głęboko. Dodatkowo przeszłość daje o sobie znać. Kiedy jednak ktoś zagraża jego najbliższym wszystko to przestaje być istotne. Najwyższa pora sięgnąć po broń i pokazać, kto tu naprawdę rządzi.
Wygląda to trochę jak starcie gangów, a nie walka z przestępczością, ale złoczyńcy naprawdę dobrze potrafią sobie radzić z prawem i zawsze znajdą jakieś kruczki, które wykorzystają na swoja korzyść. Właśnie o tym głównie opowiada ten film.

Jak na debiut filmowy Seagalowi poszło naprawdę dobrze. Całkiem nieźle wczuł się w swoją rolę, chociaż z mimiką ma niemały problem. Ale czy to problem? Czasami dobrze jest widzieć jak aktor gra całym sobą, jak widzimy na jego twarzy wszelakie emocje, które się w nim gotują. Tutaj mamy jednak do czynienia ze stoickim spokojem. Właśnie to u niego uwielbiam. Nie ważne ilu kolesi zleje i tak zawsze jest spokojny. W końcu nerwach najłatwiej popełnić jakiś błąd.

Sceny walki i pościgów zostały naprawdę świetnie wykonane. Pełne dynamizmu z rewelacyjnym podkładem muzyczny. Co do tych pierwszych mam kilka uwag. Niko uwielbia niszczyć. Wiem, że zostało to tak specjalnie wyreżyserowane żeby wyglądało jak najefektywniej, ale rzucanie przeciwnikami na prawo i lewo po pewnym czasie robi się nudne. Czasem lepiej by było pokonać oprycha czysto i szybko. Jeden cios i leży. To jest dopiero siła. On jednak woli pastwić się nad przeciwnikiem. Chociaż nie mam mu tego za złe zazwyczaj walczy z niezłymi kanaliami.
O reszcie obsady ciężko mi powiedzieć cokolwiek. Z takich bardziej znanych nazwisk to w oczy rzucała się tylko młoda Sharon Stone. Niestety nikomu nie było dane rozwinąć skrzydeł. Dialogi nie były jakieś wyjątkowo rozbudowane, a role, które otrzymali nie wymagały zbyt wielkiej gry aktorskiej.

Nie ma, co się jednak dziwić. Nie jest to produkcja tworzona pod Oscara. Jej głównym zadaniem było zapewnienie widzowi rozrywki i to w stu procentach się udało. To prawdziwe kino akcji, którego ciężko szukać wśród dzisiejszych hitów. Niby nie do końca dopracowane, ale przyciągające. Nie będę mówił, że przesadzili z brutalnością, bo to nie prawdą. To prawdziwie męskie kino. Chociaż humoru tutaj też nie zabrakło. Nie trafiają się zbyt często, ale kilka żartów można wyłapać. Dlatego też oceniam go na 3/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz