Tryb noc/dzień

16 sierpnia 2014

Pani Doubtfire

0
Kilka dni temu opuścił nas jeden z najlepszych amerykańskich komików. Pisząc tę recenzję chciałbym złożyć mu hołd oraz przypomnieć wszystkim stworzone przez niego role, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Wiecie pewnie, o kim mówię. Robin Williams był wspaniałym aktorem i nie będę rozliczał go z tego jak skończył, lecz z tego jak żył i jakie wartości nam pokazywał. Filmy z jego udziałem już w czasie premier stawały się hitami. Wszystko zaczęło się od „Popeye’a”, potem były inne „Good Morning, Vietnam”, „Przebudzenia”, „Jumanji”, „Flubber”, „Patch Adams” oraz wiele innych. Specjalnie pominąłem jedną produkcję, o której chciałbym dzisiaj opowiedzieć. Czemu? Ponieważ jako wielbiciel komedii zawsze zapamiętam go z uśmiechem na twarzy, a „Pani Doubtfire” ukazuje go najlepiej.

Daniel Hillard (Robin Williams) jest aktorem podkładającym głos w kreskówkach. Jest to zawód dla niego idealny, ponieważ, mimo że ma już swoją rodzinę, patrząc na jego zachowanie nadal jest dzieckiem. Trochę większym, ale dzieckiem. Pewnego dnia w dwunaste urodziny swojego syna Christophera (Matthew Lawrence) urządza wielką imprezę, która prawie doszczętnie rujnuje dom. Jego żona ma tego dość, chce rozwodu. Właśnie w tym momencie jego świat rozsypuje się jak domek z kart. Sąd zarządza spotkania z dziećmi tylko w soboty. Dla Daniela to za mało, dlatego podchodzi do sprawy w sposób niekonwencjonalny. Po znalezieniu pracy w studiu telewizyjnym, na chyba, najniższym stanowisku, nie licząc sprzątaczki, postanawia odzyskać dzieci, chociaż częściowo. Przy pomocy brata zajmującego się charakteryzacją staje się kobietą. Dokładniej Euphegenią Doubtfire i zatrudnia się, jako gosposia w swoim własnym byłym domu. Czas niestety nie jest łaskawy. Jego eks, czyli Miranda (Sally Field) zaczyna spotykać się ze swoim byłym przyjacielem Stuartem (Pierce Brosnan), który chce się z nią związać. Pamiętajmy jednak, że kłamstwo ma krótkie nogi i wyjdzie na jaw w najmniej spodziewanym momencie.

Więcej chyba nie muszę opowiadać, ponieważ mało, kto nie widział tego znakomitego filmu. Cieszę się, że pracował nad nim Chris Columbus. Reżyser, dzięki któremu oglądamy, co roku Kevina samego wiecie, gdzie. Odcisnął swoje piętno i tutaj, tworząc wspaniałe kino familijne. Wróćmy jednak do tej niezwykłej produkcji, o której chyba źle powiedzieć nie można.

W obsadzie aktorskiej zobaczymy same gwiazdy i to z najwyższych półek. Sally Field, Pierce Brosnan czy też sam Robin Williams to osoby, które mogą pochwalić się wielkimi osiągnięciami w Hollywood. Dzisiejsze pokolenie młodych artystów aspiruje do tego, co oni sami osiągnęli.

Kolejnym atutem jest ponadczasowa mądrość płynąca z fabuły. W wielu przypadkach mężczyźni są po prostu lokatorami we własnym domu. Nie rozumieją, ile pracy trzeba włożyć w jego utrzymanie oraz w to, żeby rodzic był autorytetem, a nie tylko dobrym kumplem. Zastanawiałem się nawet czy taka zmiana miejsc nie byłaby dobrą terapią rodzinną. Facet w kiecce może wyglądałby zabawnie, i nie chodzi mi tu o dzisiejsze gendery, czy jak to się odmienia, lecz o spojrzenie na sytuację z drugiej strony. Daniel dopiero, jako podstarzała gosposia zobaczył, jakim był okropnym mężem oraz ojcem.

Jak to oczywiście była w komediach z Williamsem humor jest nierozerwalną częścią fabuły. Tutaj znajdziemy go nie tylko w wygłupach głównego aktora, ale również w anegdotach, żartach i uszczypliwościach. Czyli tak jak powinno być w tego rodzaju filmach. Nikt nikomu krzywdy nie robi, a i tak jest zabawnie. W końcu to film dla całej rodziny.

Więcej chyba powiedzieć nie mogę, bo skupiłem się na najważniejszych aspektach tej produkcji, a chce zostawić Wam też coś do samodzielnej oceny. „Pani Doubtfire” to chyba jedna z najbardziej rozpoznawalnych ról świętej pamięci Robina Williamsa. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie na pewno. Zawsze zostanie on w mojej pamięci, jako wiecznie uśmiechnięty kawalarz. O tych, którzy odeszli nie powinno źle się mówić, dlatego nie rozdrapujmy ran czy też nie zastanawiajmy się nad tym, co zrobił na końcowym odcinku swojego życia. Może popełnił błąd i to ostatni, ale był tylko człowiekiem. Nie żebym to popierał, ale staram się uszanować prośbę jego rodziny. Filmu inaczej nie mogę ocenić jak na 5/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz