Jesteśmy na półmetku grudnia. To idealny moment, żeby sięgnąć po produkcje ze śniegiem w tle, w których co chwilę słychać dzwoneczki, a ludzie z długimi, białymi brodami włamują się do domów, żeby podrzucać ludziom prezenty. Tak. Pora na świąteczne klimaty i to nie tylko w sklepach. W miłym spędzaniu wieczornego czasu pomoc może nam Netflix. Właśnie tam od jakiegoś czasu można zobaczyć dość ciekawy i zabawny serial “Spotkajmy się w przyszłe święta”. Pamiętajcie jednak dla jakiej platformy został on zrobiony i z jakiej okazji. Nie wymagajcie tu nie wiadomo jakich wodotrysków. Najpierw jednak fabuła.
Layla (Christina Milian) czekając na swój lot poznaje mężczyznę, z którym nawiązuje nić porozumienia. Parze tak dobrze się rozmawia, że postanawiają zaryzykować, ale w sposób dość niezwykły. Stawiając wszystko na ślepy los. Umawiając się, że za rok spotkają się na świątecznym koncercie jej ulubionego zespołu. Oczywiście coś musi pójść nie tak. Na przykład można zapomnieć kupić bilet. W wyniku czego Layla musi poprosić o pomoc specjalną firmę zajmującą się rzeczami niemożliwymi. W końcu na tak wielki koncert bilety wyprzedają się bardzo szybko, a do tego wielkiego wydarzenia zostało tylko kilka dni. To właśnie tam poznaje Teddy’ego (Devale Ellis), który by zachować swoją posadę musi zrobić wszystko co w jego mocy, żeby klientka wyszła zadowolona. Mówiłem już, że bilety dawno się wyprzedały? Przed nimi latanie po mieście, a nie każdemu można zaufać.
Pierwsze z czym kojarzy mi się ten film to stara i dobra “Świąteczna gorączka”. Trochę podobny schemat. Skleroza powoduje, że towar deficytowy jest prawie nie do osiągnięcia. Dużo latania po mieście i spotkania z naprawdę dziwnymi ludźmi. Brakuje tylko człowieka z bombą, ale co się odwlecze to nie uciecze. Dlatego też uważam, że to ciekawy film, powiedziałbym nawet, że zaskakująco dobry. Zabawny, wciągający, nawet nieprzesadnie długi, ale z jajem. Najdziwniejsze było tylko to jak zespół wszystko obserwował i ... . No właśnie i co? To było dla mnie jakieś dziwne. Wydaje mi się, że chciano wypromować tę produkcję biorąc prawdziwy i cieszący się niezłą sławą zespół, czyli Pentatonix.
Znacie? Lubicie? Jak nie to warto posłuchać piątki ludzi o cudownych głosach, a Hallelujah w ich wykonaniu to istny sztos. Nadal mam ciary jak to słyszę, a oczy zaczynają mi się delikatnie, bardzo delikatnie pocić. Ważne jednak jak wyszło im granie samych siebie? Nie wiem. Nigdy nie zastanawiałem się jacy oni są naprawdę, a w filmie byli dziwni. Trochę przerysowani, aż nazbyt JACYŚ. Nawet trudno mi to określić słowami. Widząc ich w filmie zastanawiałem się, ile z tego wszystkiego to gra, a ile to ich osobowość. Może dlatego, że zazwyczaj słyszałem ich w utworach bardzo poważnych, stonowanych, wydawało mi się, że tacy są. Tym razem miałem okazję zobaczyć energię, radość, które początkowo mi do nich nie pasowały. Jeżeli jestem w błędzie proszę o wybaczenie.
Chciałbym również napomknąć o dziwnych opiniach, które krążą po internecie. Ludzie czepiają się, że osoby o jasnej karnacji kontrastujące z głównie afroamerykańską obsadą przedstawione są w sposób karykaturalny i prześmiewczy (jeden złodziej i rodzinka przypominająca bardziej żywą wersję Morticii i Gomeza). Delikatnie powiem. Odwalcie się. Zabawa w przerzucanie piłki raz w jedną, raz w drugą stronę nie skończy się niczym dobry. Zawsze będzie się znajdowało takie problemy i nieco nieprzyjemne schematy. Ile razy jeździło się po rudych. Trzeba mieć dystans. Ja nie zwróciłem na to uwagę, póki nie trafiłem na te dziwne komentarze.
“Spotkajmy się w przyszłe święta” to dobra komedia świąteczna przynosząca widzom nadzieję i uświadamiająca, że szczęścia nie trzeba szukać daleko. Bardzo ciepła, ciekawa i naprawdę przekomiczna. Aktorzy świetnie dobrani i powiedziałbym nawet, że wyglądali jakby na serio mieli się ku sobie. Widać między nimi chemię, a różnice ich charakterów świetnie z sobą kontrastowały. Trochę zbyt łatwo wszystko szło, a kolejne problemy były tak trywialne, że samo to bawiło, ale pokochaliśmy dzieciaka, który co święta tłucze włamywaczy dużo lepiej niż niejeden oddział specjalny to i tę opowieść powinniśmy docenić. W końcu święta to czas cudów nawet tych najbardziej niemożliwych. Dla mnie takie mocne 4/5.
10 grudnia 2024
Ukryj widgety
Pokaż widgety
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz