Tryb noc/dzień

19 listopada 2017

Listy do M. 3

0
Do dzisiejszej recenzji postanowiłem podejść w sposób bardzo profesjonalny. Pragnąłem stworzyć o miesiąc wcześniej w pełni świąteczną atmosferę, żeby dobrze oddać to, o czym będę pisał. Gdzieś w tle leci „Last Christmas” zespołu Wham!, a w powietrzu czuć zapach piernika. Do ideału brakuje tylko śniegu, ale to możemy sobie darować. W końcu w tamtym roku też było go jak na lekarstwo. Wróćmy jednak do recenzji. Nie dawniej jak tydzień temu miałem przyjemność oglądać najnowsze dzieło Tomasza Koneckiego twórcy „Testosteronu” oraz „Lejdis”. Mowa tu oczywiście o „Listach do M 3”. Najlepsze jest jednak to, że dwie wcześniejsze części są mi całkowicie obce. Nie przeszkadzało mi to jednak dobrze się bawić.

Melowi (Tomasz Karolak) jedno trzeba przyznać jest najgorszym Mikołajem w historii. Nadrabia to jednak ojcowską miłością. Widać to, gdy wyrusza wraz z synem w niełatwą podróż by odnaleźć jego dziadka, który opuścił ich lata temu. W między czasie Szczepan (Piotr Adamczyk) i Karina (Agnieszka Dygant) starają się odnaleźć w rolach dziadków. Gibon (Borys Szyc) w szaleńczym tempie gna za przestępcami i wzdycha do prezenterki radiowej (Magdaleny Różczki). Wojciech (Wojciech Malajkat) stara się pogodzić z wielką stratą, która w okresie świątecznym najbardziej mu doskwiera. Natomiast Rafał (Filip Pławiak) ma psie szczęście w poszukiwaniu swojej drugiej połówki.

Kogoś pominąłem? Szczerze przepraszam. Chciałem jednak zwrócić uwagę, że w filmie tym dostajemy nie jedną, a kilka naprawdę interesujących historii, które łączy zbliżająca się Gwiazdka. Mogłoby się wydawać, że przy takim natłoku bohaterów całość okaże się nudna jak flaki z olejem, tymczasem dostajemy kawał dobrego kina. Wszystko jest jak najbardziej spójne i interesujące, a bohaterowie, których poznajemy już po chwili stają się naszymi przyjaciółmi. Wielu go porównuje z częścią pierwszą jednak ja jej jeszcze nie wiedziałem, ale postaram się to w najbliższym czasie nadrobić. W końcu Święta tuż tuż, a takie filmy znakomicie człowieka nastrajają.

Jeżeli chodzi o aktorów to dostajemy istną śmietankę polskiego kina. Tych ludzi nikomu nie trzeba przedstawiać. Oni wgryźli się w nasze rodzime produkcje już dawno i od lat prezentują grę aktorską na najwyższym poziomie. Najlepiej to widać po Agnieszce Dygant, która wprowadza tu mnóstwo humoru. Wiem, że niektóre jej żart są iście prostackie, ale co mi tam, dawno się tak nie śmiałem. Widziałem po innych, że bawili się równie dobrze.

Kolejną zaletą tego filmu jest oczywiście idealnie dobrana muzyka. Wiele kawałków to oczywiście zagraniczne hity, ale trzeba jeszcze umiejętnie je dopasować do sceny, do opowieści żeby wszystko tworzyło jedną spójną całość. Tutaj udało się to po mistrzowsku.

„Listy do M 3” to moim zdaniem nasza odpowiedz na wszelakiego rodzaju produkcje zza oceanu. Wiem, że nie jest to nasz własny pomysł, a tylko kopia, ale trzeba jeszcze wiedzieć jak to przerobić, żeby dobrze wyszło. W tym jesteśmy akurat mistrzami. Ile to zagranicznych seriali otrzymało u nas swoje wersje. Wróćmy jednak do tego, co najważniejsze. Film ten to przezabawna historia znakomicie pokazująca, co tak naprawdę jest najważniejsze w Święta. Nie wiem jak Was, ale mnie idealnie wprowadziła w tę nadchodzącą atmosferę, którą już od Wszystkich Świętych widzimy w sklepach. Wychodząc z kina miałem ochotę śpiewać i tańczyć. Zostałem za to nawet nagrodzony brawami, ale to już inna historia. Cieszę się, że mogę szczerze ocenić ten film na 4/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz