Tryb noc/dzień

16 czerwca 2016

Victor Frankenstein

2
O potworze Frankensteina słyszał pewnie każdy z Was, czytając powieść Mary Shelley albo oglądając jeden z wielu filmów z ową bestią w roli głównej. Jedne z nich bawiły, inne przerażały. Wszystkie łączyła jednak wizja życia po śmierci, tak upragnionego przez wielu ludzi. Dlatego też nie była dla mnie wielkim zaskoczeniem zapowiedź „Viktora Frankensteina”, którego reżyserem został Paul McGuigan. Jedyne, co mnie dręczyło to niepewność czy z tej dość oklepanej już opowieści da się wyciągnąć coś nowego. Przedstawić ją w sposób oryginalny i nietuzinkowy. Ciężko było mi to ocenić, ale o tym przeczytacie w dalszej części recenzji.

Narratorem całej powieści staje się Igor (Daniel Radcliffe), cyrkowy garbus i klaun zarazem. Nie ma on łatwego żywota. Poniżany i gardzony musi ukrywać się ze swoją nieprzeciętną inteligencją. Pewnego dnia ktoś przychodzi mu na ratunek. Uzdrowiony i odziany jak człowiek staje się pomocnikiem przyszłego doktora medycyny Victora Frankensteina (James McAvoy). Ma on genialny i zarazem przerażający pomysł. Pragnie stworzyć nowe życie. Nie będzie to jednak łatwe zadanie. Zwłaszcza, że deptać im będzie po piętach inspektor Turpin (Andrew Scott) pragnący wyjaśnić zagadkę pewnego morderstwa oraz kilku makabrycznych incydentów. Co ich czeka? O tym musicie przekonać się sami.

Powinienem przyznać się szczerze, iż nigdy jakoś nie przepadałem za kinem grozy. Dlatego też nie wiem czy jestem odpowiednią osobą do recenzowania tego typu filmów. Skoro jednak się tego podjąłem postaram się jak najlepiej ocenić ten film, mimo iż zdarzyło mi się obejrzeć chyba z dwie albo trzy produkcje z Frankenstheinem. Może pozwoli mi to na dość świeże spojrzenie na ową historię.

Pierwsze, co rzuca się w oczy to dość specyficzna narracja i spojrzenie na samego doktora. Nie mamy tutaj do czynienia z wizerunkiem szaleńca, ale człowieka wyprzedzającego swoją epokę i niezrozumiałego przez ograniczone ludzkie umysły. Głównie, dlatego iż Igor opowiadający całą opowieść jest zafascynowany zadaniem, które stawia przed nim los. Podziwia Viktora oraz czuje, że ma wobec niego dług za uratowanie życia. Właśnie to sprawia, że początkowo jest mało obiektywny, co do poczynań swego nowego mentora. Oczywiście zabawa w Boga to nic dobrego, ale nie wolno na to patrzeć w sposób do końca negatywny.

Na pochwałę zasługują również efekty specjalne, które widzimy głównie pod postacią szkaradnej małpy. Oczywiście, niezwykłe wyładowania elektryczne też prezentują się rewelacyjnie, jednakże są one tylko dodatkiem. Po samym jednak potworze spodziewałem się czegoś więcej. Przerośnięty człowiek ze szpetną facjatą oraz niezwykłą siłą to naprawdę niewiele. Mogli bardziej się postarać.

Fabuła sama w sobie nie jest zbyt skomplikowana i dość łatwa do przewidzenia. Najbardziej jednak liczy się wykonanie. Pod tym względem twórcy postarali się. Nie wystarczy, iż znakomicie oddano epokę, nie tylko ze względu na stroje, ale również wyposażenie laboratorium. Takie oldschoolowe i intrygujące zarazem. Przepięknie przedstawiono również ucieczkę z cyrku. Pełno w niej dynamizmu oraz pomysłowości, nawet zwolnienie czasu zostało świetnie wkomponowane.

Zastanawia mnie jednak pewien fakt. Paul McGuigan odpowiedzialny również za „Sherlocka” musiał bardzo przywiązać się do aktorów grających w tym niezwykłym serialu. Jak do tej pory udało mi się wypatrzeć aż troje, Louise Brealey, Marka Gatissa oraz Andrew Scotta.

Przyznam się, iż ciężko mi ocenić Daniela Radcliffe’a. Przyzwyczaiłem się do jego roli w Harrym Potterze i może, dlatego tutaj wydawał się niejaki. Tak samo James McAvoy grający niby szalonego geniusza, ale jedyne, co potrafił ukazać to tylko to jak głośno potrafi krzyczeć. Nie tylko im brakowało życia. Podobnie było z całą resztą. Może gdyby potraktować ich elektrowstrząsami byliby bardziej ruchliwi.

Całość prezentuje się naprawdę ciekawie. Może z powodu mojego małego doświadczenia filmami grozy tak na to wszystko patrzę. Osoby siedzące w tego rodzaju filmach pewnie zauważą masę niedociągnięć. Widziałem dość niską oceną na filmwebie oraz wiele negatywnych komentarzy, ale mi produkcja ta się podobała. Ma w sobie to coś, chociaż wątpię czy sięgnę po nią jeszcze raz. Moja ocena to 3+/5.

2 komentarze:

  1. Radcliffe we wszystkich filmach, które oglądam z nim, wydaje się jakiś taki dziwny - chyba własnie dlatego, że mimo wszystko przed oczami wciąż mamy Harrego, cokolwiek by nie zrobił. Niemniej, oglądam filmy z nim bo ciekawi mnie jak potoczy się jego kariera, i ten tytuł też sobie zapiszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jeszcze ciekawi film "Rogi" o ile dobrze tytuł zapamiętałem też z nim w roli głównej. To fajnie obserwować rozwój aktora ale wydaje mi się, że teraz jakiejkolwiek roli nie dostanie i tak będzie Harrym Potterem.

      Usuń