Tryb noc/dzień

14 czerwca 2019

Ralph Demolka w internecie

0
„Ralph Demolka”, który w 2012 roku pojawił się na wielkim ekranie dość szybko stał się hitem. Nic dziwnego. Mimo przepełniającej go słodkości każdy niezależnie od wieku mógł odnaleźć w nim coś dla siebie. Dlatego kwestią czasu było, kiedy to Vanellopa i Ralph ponownie powrócą i to z wielkim hukiem. Niestety było trzeba na to czekać aż sześć lat. Czy warto? Na to pytanie odpowiem za chwilę. Najpierw kilka słów o fabule, a tutaj jest, o czym pisać.

Vanellopie powoli zaczyna się nudzić jej cudownie monotonne, cukierkowe życie zwłaszcza, że gra, w której jest główna bohaterką od dawna nie zaoferowała jej nic nowego. Dlatego też Ralph, jako najlepszy przyjaciel stara się jakoś to zmienić. Niestety jak to się mówi, dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane. Dlatego dochodzi do małej katastrowy w wyniku, której dobrze nam znana parka musi wyruszyć w niezbadane odmęty Internetu by znaleźć część zamienną i uratować grę, Mistrz Cukiernicy.

Pierwsze, co mi przychodzi do głowy po obejrzeniu tego filmu to jego podobieństwo, do „Emotek”. W jednym i drugim przypadku obserwujemy Internet, jako coś więcej niż tylko zera i jedynki. Głównie dlatego, że ponownie staje się on metropolią przesiąkniętą wszystkim tym co możemy znaleźć w sieci. Pełno tu serwisów i stron, które tak dobrze znamy. Google, Twitter czy też Ebay to tylko niektóre z nich. Co jednak najciekawsze nie zapomniano i wyskakujących okienkach reklamowych, które tak usilnie nakłaniają nas do kliknięcia oraz algorytmów, które narzucają nam, co teraz jest w modzie do oglądania. I właśnie tutaj robi się mały problem spowodowany tym, że ciężko mi ustalić, do kogo kierowany jest ten film. Przestaje to być lukrowana opowieść, a pojawia się rzeczywistość, która niejednego przyprawiłaby o ból głowy. Mamy szansę zobaczyć jak mroczny jest Internet i to nie tylko za sprawą Darknetu, ale również zwykłej codzienności. Ludzie robiący sobie i innym krzywdę ku uciesze ogółu będący tylko pionkami czegoś większego, a zarazem gwiazdami, które błyszczą nie więcej niż kilka minut. Dodatkowo świat komentarzy budzący w ludziach najgorsze instynkty i będący pierwszą fazą hejtu, z którą powinno się jak najbardziej walczyć. Wiem, że młody widz nie do końca może to zrozumieć, ale gdy zobaczy jak łatwe jest zarabianie w sieci może go to skierować nie w tę drogę, co powinno. Internet jest jak alkohol. Uzależnia, niszczy na dłuższą metę, a w zbyt dużej ilość może zaszkodzić nie tylko nam, ale również całemu otoczeniu.

Jestem świadom, że to dość mroczny początek recenzji zwłaszcza, że na warsztat wziąłem Disnejowską produkcję, ale już teraz chciałem ustrzec przed tym, że nie dla każdego ten film się nadaje. Stał się on, bowiem bardziej dojrzały. W końcu nie zawsze bohaterowie zastanawiają się nad sensem swojego istnienia.

Wróćmy jednak do samej opowieści i spójrzmy na nią z perspektywy drogi, którą muszą przejść postacie. Tutaj sprawa ma się o wiele lepiej. Znowu mamy słodycz i to w ilości ogromnej. Przyjaźń tutaj przedstawiona jest tą najczystszą i najprawdziwszą z pewnymi jednak dozami goryczy oraz ukrywanym lękiem przed stratą najbliższego. Na szczęście twórcom udaje się nawet w tym przypadku wyjść obronną ręką.

Wizualnie animacja prezentuje się po prostu w dechę. Świat tu ukazany staje się takim miastem, które nie zasypia, istnym Las Vegas pełnym świateł oraz wszechogarniającego przepychu, w który jak już raz się wejdzie niema zmiłuj. Grzechem byłoby również nie wspomnieć o tym, że mamy przyjemność spotkać tu wielu bohaterów z innych produkcji Disneya, co jest znakomitym dowodem, że studio to potrafi się śmiać samo z siebie. Najlepszy przykład to dość stereotypowo budowana geneza księżniczek. Zauważyliście ile one mają wspólnych elementów? Jeżeli nie to sami posłuchajcie, co mają w tej kwestii do powiedzenia. To właśnie one były chyba najbardziej interesującym elementem trailerów. W filmie jednak stają się prawdziwymi superbohaterkami, które współpracując ze sobą mogą uratować Ultra Dorodnego Samca. Wybaczcie mi to, ale ten tekst po prostu mnie rozbroił.

Skoro jesteśmy przy humorze. To jest on na tym samym poziomie, co w poprzedniej części. Bardzo zawadiacki i na luzie pozwala się widzowi zrelaksować, a niejednokrotnie śmiać do rozpuku. Tak samo znakomicie dobrana muzyka oraz dość niezwykła jak na te produkcje przepełniona ironią piosenka, która była dla mnie nie małym zaskoczeniem. Znakomicie udowadnia, że Vanellopie bliżej do pozostałych Książniczek niż chcielibyśmy do tego przyznać.

„Ralph Demolka w Internecie” to nie tyle dość kontrowersyjny, co bardziej niespójny film. Widać, że twórcy chcieli tu wcisnąć sporo rzeczy, ale nie wszystkie one są potrzebne. Czasem nie wiedziałem jak niektóre tematy ugryźć, ale może to dlatego, że to produkcja kierowane do trochę innej grupy wiekowej niż moje 30+. Dlatego też mogłem poczuć się jak błądzący we mgle. Ostrzegam jednak rodziców pragnących zabrać na niego swoje pociechy. Pomyślcie dwa razy albo zobaczcie go najpierw sami. Wiem, że to dość dziwne życzenie, ale pozwoli to się ustrzec przed niektórymi tematami, które będzie trzeba poruszyć z dzieckiem. Mimo to film ten warto obejrzeć. Zastanowić się, czego w naszym życiu potrzebujemy i czy jesteśmy gotowi na wielkie zmiany. Moja ocena to 4-/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz