Tryb noc/dzień

9 czerwca 2017

Ghostbusters. Pogromcy duchów

0
Spoglądając na filmy stworzone w ciągu kilku ostatnich lat można dość do wniosku, że Hollywood postanowiło odgrzać kilka kotletów, żeby tylko ukryć brak jakichkolwiek nowych pomysłów. Przyznać trzeba, że nie jest to taki zły pomysł. Przecież każdy z nas ma jakiś film z dzieciństwa, który oglądał po raz enty i prawie może cytować teksty aktorów. Produkcja, o której dzisiaj opowiem wzbudziła w Internecie gigantyczną falę krytyki, powiedziałbym nawet niepotrzebnego hejtu. I to na takim poziomie jakby się obrażało czyjeś poglądy religijne. Wszystko to jeszcze przed kinowa premierą. Dlatego też w towarzystwie nie poruszajcie tematów politycznych, religijnych oraz nic nie mówcie o najnowszych „Pogromcach duchów”.

Erin Gilbert (Kristen Wiig) marzy o posadzie na renomowanej uczelni, niestety jej plany psuje pojawienie się w księgarniach książki, którą napisała raz z przyjaciółką jeszcze na studiach. Niestety owa pozycja porusza dość kontrowersyjny temat, który całkowicie zrujnowałby plany zawodowe. Postanawia coś z tym zrobić. W tym celu spotyka się z współautorką Abby Yates (Melissa McCarthy), która ku jej zdziwieniu nadal kontynuuje wspólne zainteresowanie, czyli badanie zjawisk paranormalnych. No wiecie duchy i te sprawy. Dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu udaje się dziewczynom udowodnić swoje przypuszczenia i spotkać prawdziwą zjawę. Myślicie, że teraz będzie im się żyło lepiej? Nawet nie wiecie jak się mylicie.

I właśnie w tym momencie zaczyna się mały problem, chociaż mi może on nieźle ułatwić życie. Z poprzedniej części z 1984 roku nie pamiętam prawie nic. Wiem tylko, kto tam grał i jaki był ogólny zarys fabuły. Dlatego nie będę spoglądał na tę nowszą wersję z perspektywy tamtej.

Historia sama w sobie nie jest zła. Grupa naukowców wyśmiewanych przez wszystkich stara się wziąć w garść i udowodnić, że mają rację. Dla wielu prosta jak budowa cepa, ale już wiele razy udowodniono, że nawet z kija można zrobić wędkę, jeżeli wiecie, o co mi chodzi. Najważniejsze jest wykonanie i aktorzy. Pod jednym i drugim względem nie najgorzej.

Postacie pogromczyń zostały naprawdę dobrze przemyślane i odegrane. Najbardziej jednak w oczy rzuca się Kate McKinnon, która wcieliła się w postać Jillian Holtzmann. To taki prawdziwy, stuprocentowy szalony naukowiec. To ona tworzy coraz to zmyślniejsze bronie do walki z duchami. Rewelacyjnie kontrastuje ze spokojną i ułożoną Erin Gilbert. Jeszcze Melissa McCarthy, kobieta o wielkim poczucie humoru. Bardzo często je pokazuje, chociaż jej riposty nie zawsze są wystarczająco trafne.
Podoba mi się tutaj przełamanie szowinistycznego podejścia, że śliczne sekretarki są mądre jak noga od stołu. Tym razem mamy przystojnego modela, którego taboret przewyższa inteligencją. No dobra przesadzam, ale twórcy właśnie na tym się skupili pokazując Kevina (Chris Hemsworth), jako kompletnego ciołka, który nadrabia braki wyglądem.

Efekty specjalne to prawdziwy popis speców od komputerowej animacji. Postacie, a raczej niematerialne formy duchów są obłędne. I co najważniejsze bardzo różnorodne. Scena walki na środku ulicy oraz spotkanie z gigantycznymi balonami po prostu mnie zbiło z nóg. Pełno w nich dynamizmu i co najważniejsze akcji. Kurcze chyba za dużo zdradziłem, ale na serio jest, na co popatrzeć. Dopracowana i znakomicie skomponowana muzyka dopełnia całości.

Fajne jest również zaciągnięcie kilku motywów z poprzedniej wersji. Pojawią się tutaj aktorzy sprzed lat, budynek byłej straży pożarnej, a nawet zielony duszek wcinający wszystko, co mu wpadnie w łapy. Moim zdaniem to sposób oddania hołdu przeszłości. Szkoda tylko, że Bill Murray i Dan Aykroyd zostali takie szczątkowe skrypty. Mogliby tu naprawdę nieźle zabłysnąć.

Należy pamiętać jednak, że nie jest to kontynuacja, a opowieść wzorowana na tej sprzed lat. Dlatego też inny poziom humoru bardziej dostosowany do naszych czasów jest jak najbardziej zrozumiały. Mamy tutaj innych aktorów, przez co dodawanie żartów całkowicie do nich nieprzemawiających mijałoby się tylko z celem. Wyglądałoby to sztucznie i jeszcze gorzej oglądałoby się ten film. Do wielu moje argumenty niestety nie przemówią.

Ja uważam jednak tę produkcję za dobrą. Nie mówię tego tylko, dlatego żeby wybić się moją recenzją ponad innymi. Przyjemnie mi się ją oglądało i nie uważam tych dwóch godzin na domowym seansie za stracone. No dobra czterech, bo widziałem go dwa razy. I nie, nie jestem jakimś masochistą, co pewnie wielu osobom ciśnie się na język. Dla mnie to kawał dobrze wykonanego kina, przy którym spokojnie można się zrelaksować. Na mnie tak to zadziałało. Wierzę, że „Ghostbusters: Pogromcy duchów” pozwolą młodszemu pokoleniu polubić tę historię i zachęcą do obejrzenia pierwowzoru. Co jednak z tego wyjdzie? To pokaże czas. Ja oceniam ten film na 4-/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz