Tryb noc/dzień

22 maja 2016

Ghidorah - Trójgłowy potwór

0
Przy okazji którejś recenzji, nie pamiętam czy to filmu czy też książki, wspominałem, że zbyt wielka ilość części staje się tak naprawdę utrapieniem dla widza lub czytelnika. Z czasem opowieść zaczyna się po prostu nudzić. Jest jednak coś o wiele gorszego. Mowa tu o zbyt wielu pomysłach wplątanych w jedną historię. Z takim właśnie przypadkiem spotkałem się oglądając film „Ghidorah - Trójgłowy potwór”. Niech tytuł Was nie zmyli, to kolejna odsłona niszczycielskich umiejętności Godzilli, tym razem doprawiona masą absurdu i nikomu nie potrzebnego spotkania z kosmitami.

Pokrótce. Księżniczka z małego mało znanego kraju ginie w katastrofie lotniczej. Po jakimś czasie pojawia się w jednym z miasteczek, jako prorokini pochodząca z Jowisza. Zapowiada ona kres ludzkości. Nadchodzi Ghidorah, potwór, jakiego świat nie widział. Jedyna nadzieja we współpracy gigantycznego pterodaktyla Rodana, Godzilli i Mothry.

Wiem, że opis filmu jest dość krótki porównując go do moich poprzednich recenzji, jednakże w przypadku tej produkcji jest wystarczający. Głównie dlatego, iż w czasie mojego marudzenia zdradzę kilka dodatkowych informacji.

Ogólnie historia jest dość rozbudowana. Nie mamy tutaj jednego konkretnego wątku, lecz kilka. Najważniejsze z nich to oczywiście starcie potworów oraz historia księżniczki, która straciła pamięć. W tym przypadku zastanawia mnie, czemu twórcy postanowili wymyśleć nieznany kraj. Tego nie mogę zrozumieć. Przecież świat jest wielki. Nie mogli wziąć jakiegoś małego państewka liczącego tylko kilka tysięcy mieszkańców. Na pewno takie znalazłoby się na mapie przecież tyle wysp mamy. Wiem ze dla wielu może się to wydawać drobnostką, ale mnie to nieco gryzie. Wole jak każdy element produkcji mogę sobie z czymś utożsamić.

Kolejna wada to oczywiście wygląd potworów. Nie mam jasnego pojęcia, co chcieli osiągnąć twórcy, ale wyglądają one strasznie karykaturalnie i bardziej śmieszą niż wywołują strach. Mowa tu o Godzilli i Rodanie. Jedyny znakomity kostium to oczywiście Ghidorah. Obawiałem się, że jego trzy głowy będą się poruszały jakby sterował nimi nieudolny lalkarz. No wiecie, będą się zginać nie tam, gdzie trzeba, przez co potwór będzie wyglądał komicznie. Na szczęście z nim jest wszystko w porządku.

W poprzednich częściach najbardziej ludzkim, a raczej rozumnym monstrum była Montha. Z nią można było się jako tako porozumieć głównie za sprawą śpiewu bliźniaczek. Tutaj mamy do czynienia z uczłowieczeniem reszty przerażającej trójki. Rodan i Godzilla zachowują się jakby naprawdę myśleli. Manewr ten okazał się klapą. Obserwowanie ich jak się śmieją z nieszczęścia drugiego to jakiś obłęd. Nawet ich walki to totalna pomyłka. Uwierzycie jak Wam powiem, że w czasie jednej z nich odbijali sobie kamień jak w meczu pong ponga? Mothra robił tu za arbitra. I tylko brakowało mi głosu Włodzimierza Szaranowicza mówiącego, że piłka jest na połowie Rodana, który przepięknie główkuje. I mamy goooooool. Sami musicie to zobaczyć.

Starano się również dodać tu wątek bardziej kryminalny. Grupa przestępcza polująca na księżniczkę przypominała mi bardziej czeską mafię (wielbiciele Aberalda Gizy zrozumieją). Niby powinniśmy się jej bać, ale nie ma bata, żeby to się udało. I ten ich szef, który bez przerwy chodził w przyciemnianych okularach zwłaszcza gdy zobaczymy go z kryzą na szyi.

Całość prezentuje się naprawdę fatalnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę część poprzednią. Twórcy nie postarali się, chyba że ich głównym celem było rozbawienie widza, to pod tym względem może nie było tak źle. Ja jednak oczekiwałem poważnego kina o potworach, a nie całkowitego bajzlu ledwo trzymającego się kupy. Jak można podejść do tego poważnie obserwując walkę przypominającą starcie bohaterów Ulicy Sezamkowej zwłaszcza, że Godzilla bardzo przypomina Oscara. Dlatego też ocena nie może być wyższa niż 2+/5.
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz