Tryb noc/dzień

30 kwietnia 2015

Jakub Ćwiek - Dreszcz 2. Facet w czerni

2
Wiecie, co ostatnio odkryłem? Mam pewnego rodzaju skłonności masochistyczne. Zastanawiacie się pewnie, czym to się objawia. Spokojnie, młotkiem się nie bije. Chodzi o literacki masochizm. Nieczęsto czytam książkę, która mi się niepodobna. Po przeczytaniu pięćdziesięciu, góra stu stron historii, która nie wywoła u mnie szybszego bicia serca po prostu ją odkładam. Nie widzę sensu dalej się męczyć. Jest jednak pewien wyjątek. Wszystko za sprawą dość znanego polskiego pisarza, jakim jest Jakub Ćwiek. To on jest ojcem „Kłamcy” oraz opiekunem „Chłopców”. To on, a dokładniej jedno z jego dzieł wywołuje u mnie dość dziwne emocje. Mowa tu oczywiście o przedostatniej pozycji z jego repertuaru, czyli o książce „Dreszcz 2: Facet w czerni”.

Dla tych, którzy nie pamiętają opowiem, kim jest tytułowy Dreszcz. Prawidłowo to nazywa się on Rysiek Zwierzchowski, który lata młodości ma już dawno za sobą. Nie przeszkadza mu to jednak w graniu ostrego rocka, uganianiu się za panienkami i piciu bez umiaru. Pewnego dnia zostaje trafiony piorunem, dzięki czemu otrzymuje supermoce. Co dziwniejsze trafia do niego dziany chłopak, wielbiciel komiksów, którego największym marzeniem jest zostać lokajem herosa. Od teraz Rysiek POWINIEN dorosnąć (emocjonalnie) i stanąć na wysokości zadania by ochronić kraj przed złoczyńcami. Ok. Tak właśnie wygląda zarys historii, którą poznaliśmy w poprzedniej części. Ten tom nie prezentuje się lepiej czy to pod znakiem opowieści czy też bohaterów. Dreszcz za przeciwników będzie miał między innymi węgiel czy też boga Internetu. Będzie próbował założyć własną Ligę Sprawiedliwych, ale jak to się mówi, jaki kraj tacy herosi. Lepiej jednak będzie jak sami przekonacie się, co spotka Ryśka tym razem. Bo to, co wymieniłem to dopiero początek. Jak zawsze za towarzyszy będzie miał czarniejszego od oryginału Zawiszę Czarnego oraz świętą układankę Ekumena.

Czas trochę ponarzekać. Mam nadzieje, że nikt nie będzie miał mi za złe tego, co zaraz napiszę, ale chce tylko wyrazić swoje zdanie o tej pozycji. Pierwsze, co najbardziej rzuca się w oczy i jest ciężkie do strawienia przez mój literacki żołądek to język. Całość została napisana przeplatanką języka polskiego, gwary śląskiej oraz fragmentów piosenek. Jeżeli co do pierwszego nie mam, co się przyczepić, to kolejne dwa elementy solidnie dały mi w kość. Próba zrozumienia Alojzego często kończyła się na dobrych chęciach. Nie wiem czy to ja mam takie kłopoty z językami, ale czułem się jakbym rozszyfrowywał enigmę. Teksty piosenek podobnie. Napisane po angielsku rozumiałem mniej więcej, ale też nie chciało mi się z nimi męczyć. Przyznam się bez bicia, orłem lingwistą nie jestem, zwłaszcza, że nie wiedziałem, kto to śpiewa, bo to trochę nie moje klimaty.

Opisy były chyba jeszcze gorsze. Gdzieś na początku dostałem obuchem w głowę. Czułem się trochę jakbym był na wycieczce, a oprowadzał mnie GPS. Skręć w prawo, taki a taki budynek, skręć w lewo, taki a taki budynek. Miałem ochotę się rozpłakać, ale byłem silny i ciągnąłem dalej. Potem spotkałem żarty o podtekście erotycznym, rasistowskim oraz seksistowskim w ilościach hurtowych. Sam Rysiek to najlepszy przykład faceta z kryzysem wieku średniego skrzyżowanym ze zbuntowanym nastolatkiem. Nie wiedziałem jak go odbierać. Gdzieś w książce było wspomniane, że wyglądał jakby ukradł ciuchy swojemu wnuczkowi. Też tak sadzę. Jeżeli chodzi mi o niego oraz resztę „superbohaterów” to nie przemawiają do mnie. Żule spod marketu w obcisłych wdziankach? Nigdy w życiu. To parodia tego, co naoglądałem się w dzieciństwie. Supermana, Batmana oraz wielu innych. Pewnie to wszystko było zamierzone przez autora, ale ja podziękuje.

Ogólnie zapomniałem wspomnieć, że jest to zbiór opowiadań, które są dość luźno ze sobą powiązane. Najbardziej wyróżniającą się osobą w całości jest Ekumen, który spokojnie mógłby stać się kolejną gwiazdą literatury fantasy. Uzbrojony w najróżniejsze umiejętności, otrzymane wraz z kawałkami świętych oraz nagłymi zmianami osobowości wyróżniałby się na tle innych bohaterów. Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie to, co Rysiek.

Trzeba przyznać autor ma łeb nie od parady, a w nim masę wspaniałych pomysłów. Udowodnił to wielokrotnie i może właśnie to skłoniło mnie do sięgnięcia po tę dość specyficzną lekturę. Wiem, że czytając tę recenzje wielu z Was będzie mnie wyklinało, na czym ten świat stoi za moje słowa. Przyjmuje je na klatę. Piszę, co myślę. Nie będę oszukiwał, że coś mi się podoba jak tak nie jest. „Dreszcz 2: Facet w czerni” jest książką tego rodzaju, przez którą trzeba przebrnąć, żeby ją tak naprawdę ocenić. Jest dość specyficzna, oryginalna, ale dla mnie zbyt ekscentryczna. Moja ocena to 3-/5.

Tytuł: Dreszcz 2. Faceci w czerni
Cykl: Dreszcz
Tom: 2
Autor: Jakub Ćwiek
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 27 czerwca 2014
Liczba stron: 280
Oprawa: miękka
Format: 125x195 mm
Seria wydawnicza: fantastyczna fabryka
ISBN-13: 978-83-7574-994-6
Cena: 34,90 zł

2 komentarze:

  1. Już od dłuższego czasu zastanawiam się od sięgnięcia po "Dreszcza", bo inne książki autora za mną, ale... Jakoś nie mogę się przekonać. Jeżeli o mnie chodzi, to gwara śląska jest plusem, jednak teksty piosenek potrafią być dla mnie męczące. Cóż, chyba jeszcze poczekam z czytaniem tej pozycji.

    Zapraszam do mnie :)
    nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak gwara jest dla ciebie plusem to naprawdę cię podziwiam :)

      Usuń