Tryb noc/dzień

24 listopada 2014

Na skraju jutra

2
Wiele lat temu, kiedy to pierwszy raz obejrzałem „Dzień świstaka” byłem zafascynowany tą historią. Ciągłe przeżywanie tego samego dnia wydawało mi się fantastyczne. Móc tak jak bohater, bez odpowiedzialności wyczyniać różne rzeczy. Wiedziałem, że to kwestia czasu, gdy kolejny reżyser weźmie się za podobną historię. Może od tamtej premiery powstało już kilka takich dzieł, ale dzisiaj chciałem opowiedzieć, o najnowszym. Od połowy tego roku możemy oglądać „Na skraju jutra” film, którego reżyserem jest Doug Liman. To dzięki niemu powstał „Jumper”, „Mr. & Mrs. Smith” czy też „Tożsamość Bourne'a”.

Niedaleka przyszłość, świat stoi na krawędzi zagłady. Tylko jeden krok dzieli od tego, że spadnie w otchłań zniszczenia. Wszystko to za sprawą najeźdźców z kosmosu. Zwą się oni Mimikami. Nazwa, jak z jakiejś kreskówki, ale tak naprawdę to maszyny do zabijania. Na szczęście ludzkość nie jest całkowicie bezbronna, za sprawą egzoszkieletów można zwiększyć siłę, prędkość i wytrzymałość, nawet najsłabszego kadeta. Ktoś musi jednak zachęcać ludzi, żeby ginęli dla kraju. To zadanie należy do majora Williama Cage’a (Tom Cruise), który jest dosłownie twarzą armii. To on występuje w telewizji wychwalając, jaka to jest chwalebna i niezbędna walka, mimo że sam nie przepada nawet widokiem krwi. Pewnego dnia trafia do swojego najgorszego koszmaru. Zostaje wysłany na pierwszą linię ataku, w ostatecznej bitwie ludzi i obcych. Ginie dość szybko obryzgany krwią najeźdźcy. Od tego momentu wszystko się zmienia. Każda jego śmierć oznacza cofnięcie czasu do momentu, gdy ląduje w obozie szkoleniowym, jako zdrajca. Tylko on wie, że walka ta nie ma sensu, że czegokolwiek nie zrobią wszyscy zginą. Z pomocą przychodzi była bohaterka najgłośniejszej z bitew Rita Vrataski (Emily Blunt). Tylko ona mu wierzy i wspólnie chcą zmienić przyszłość.

Nigdy nie byłem wielbicielem science fiction, ale filmy o końcu świata od zawsze jakoś mnie intrygują. Może to za sprawą tych nieudanych przepowiedni niby jasnowidzów, które już wiele razy okazały się klapą. Nie mam jasnego pojęcia, ale ta produkcja na serio mnie wciągnęła. Fabuła jest świetna. Mogłoby się wydawać, że jeżeli coś opowiada o wojnie to tylko wokół niej musi się skupić. Tu tak nie ma. Widzimy przede wszystkim rozwój głównego bohatera, który ze zwykłego mięczaka i tchórza staje się kimś wyjątkowym. Jego ewolucja jest naprawdę niezwykła. Pochwała należy się również za ukazanie relacji między parą głównych bohaterów. Nie jest ona budowana, jak w większości filmów, jako wątek miłosny. Tutaj widzimy ją jak taką zimną, nieludzką, całkowicie zawodową. Bardzo mi się to podoba, bo nie spijają sobie z dziubków.

Genialne są również efekty specjalne. Nie wiem jak oni to zrobili, ale wszystko jest wyjątkowo płynne i dopracowane. Nie chodzi mi tu o same Mimiki, które wyglądają obłędnie, ale chociażby o te egzoszkielety. Nie da się nie zauważyć ile włożono w nie pracy. Widać, że nie są one tylko w jednej wersji, jest kilka modeli. Wyobraźcie sobie ile tego musieli zbudować. To nie było kopiowanie, lecz kreatywna produkcja. I jeszcze te działka na plecach po prostu delicje. Przyznam się do kilku ochów i może jednego acha w czasie oglądania.

Zaskoczył mnie również sam Tom Cruise. Swoje lata ma, więc obawiałem się czegoś w stylu „Niezniszczalnych”. No wiecie, za stary na tego typu zabawy. Muszę jednak przyznać, myliłem się. Pomimo skończonego półwiecza trzyma się naprawdę świetnie. Widać to było w scenach walk, jeżeli oczywiście nie zastępowali go kaskaderzy.

Całość prezentuje się wspaniale. Od pierwszych minut wciąga, a jak zaczynają się walki to już w ogóle nie ma szans się oderwać. „Na skraju jutra” nie jest zbyt długie i całe szczęście. Reżyserowi w ciągu dwóch godzin udało się zmieścić bardzo rozbudowaną fabułę, ciekawą akcję oraz masę innych elementów, które sprawiają, że to jeden z ciekawszych filmów tego roku. Nie zdziwię się jak niedługo zostanie nagrodzony jakąś statuetką, chociażby za efekty specjalne. Moja ocena to 4/5.

2 komentarze:

  1. Szkoda, że nie podałeś więcej info o powstaniu filmu i jego pierwowzorze. Film powstał na podstawie noweli japońskiego autora, która to zrobiła się popularna po powstaniu tej historii w wersji mangowej. Nie czytałem noweli, za to przeczytałem mangę i ten film mimo, że nie najgorszy to jedynie pg13, które nie umywa się do mangi. Jest ona dużo mroczniejsza i ma dużo lepsze zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko ekranizacja\adaptacja jest lepsza od pierwowzoru a przyznał nie wiedziałem o tym dzięki za info :-)

      Usuń