Tryb noc/dzień

18 września 2014

Constantine - odcinek pilotowy

2
Dzisiaj na blogu pojawi się coś nowego. Recenzja serialu, który jeszcze do końca nie powstał. Po całym Internecie krąży już od dłuższego czasu pilotowy odcinek nowej amerykańskiej produkcji, jaką jest „Constantine”. Nie jest to kontynuacja filmu z 2005 roku o tym samym tytule, w którym tak świetnie wypadł Keanu Reeves. Mamy tutaj do czynienia czymś całkowicie pobocznym. Powiedziałbym nawet, że z nowym projektem, który i tak jest ekranizacją albo adaptacją komiksu. To zależy ile będzie łączyło wersję telewizyjną z tą papierową. Czas jednak powiedzieć coś o zarysie fabuły.

Północna Anglia. Szpital psychiatryczny Revenscar. Wśród całej masy niezrównoważonych pensjonariuszy wyróżnia się jedna osoba, John Constantine (Matt Ryan). Co w nim wyjątkowego? Trafił tam z własnej, nieprzymuszonej woli z nadzieją, że w ten sposób uda mu się pogodzić z wydarzeniami z niedalekiej przeszłości. Był, a dokładniej nadal jest egzorcystą, demonologiem i mistrzem czarnej magii. Takie informacje ma wypisane na wizytówce. W czasie jednej z misji, kiedy chciał uwolnić kilkuletnią opętaną dziewczynkę spod władzy demona, poszło coś nie tak. Jej dusza razem z bestią trafiła do piekła. Teraz, poczucie winy oraz brak szansy na niebo po własnej śmierci, zżerają go od środka. Jego leczenie przerywa nagłe pojawienie się kolejnej opętanej, dzięki której zaczyna rozumieć, że najwyższa pora spłacić dług wobec dawnego przyjaciela.

Liv Aberdine (Lucy Griffiths) jest na pierwszy rzut oka zwykłą dziewczyną. Pracuje spokojnie w wypożyczalni samochodowej i niczym się nie przejmuje. Do dnia, kiedy to zaczyna zauważać, że wokół niej zaczynają dziać się osobliwe rzeczy. Najdziwniejsze jest jednak pojawienie się tajemniczego faceta, który mówi, że jest przyjacielem jej nieżyjącego ojca i tylko z nim ma szansę dożyć następnego dnia. Uważając go za wariata, po prostu ucieka. Dopiero po śmierci swojej przyjaciółki zaczyna rozumieć, że dzieje się coś złego. Prawda o przeszłości jej ojca oraz przyszłości może ją przerosnąć. Nie ma jednak wyjścia. To od niej zależy czy ostanie się kamień na kamieniu. Czy siły ciemności zawładną całym światem? Nawet, niektóre anioły zaczynają bać się tego, co ma nadejść.

Pewnie wiecie, kogo spotkała na swojej drodze, a jak się nie domyślacie to sami zobaczcie. Czas ocenić ten mały kawałek historii, który dostaliśmy. Powtórzę moje ulubione sformułowanie. Nie jest źle, chociaż zawsze mogło być lepiej. Wśród obsady aktorskiej nie znajdziemy żadnych rewelacji. Przyznam, szczerze niewiele mordeczek poznaje z innych produkcji. Jeżeli chodzi o wczucie się w role to chyba dwie osoby zasługują na największe pochwały. Odtwórca głównej roli, Matt Ryan świetnie wcielił się w charyzmatycznego detektywa-egzorcystę. Swojej postaci dodaje takiego brytyjskiego uroku, który ledwo przebija się przez tą zimną powierzchowność. Kolejna osoba to Harold Perrineau, czyli serialowy Manny, grający anioła, który ma pewną sprawę do Constantine’a. Znam go chociażby z „Zagubionych” oraz „Matrixa” i wiem, że stać go na wiele. I tutaj właśnie to pokazuje, chociaż mam nadzieje, że twórcy dadzą mu się jeszcze rozkręcić. Koniec z ocenianiem aktorów, chociaż mógłbym coś powiedzieć o Lucy Griffiths, ale to zostawię na recenzję całego sezonu.

Czas zabrać się za efekty specjalne, o których mam podzielone zdanie. Głównie, dlatego że nie są na jednakowym poziomie. Latające ciało opętanej dziewczyny wyglądało kiepsko, ale np. zatrzymanie czasu już pierwsza klasa. Największa szkoda, że nie pochwycili pomysłu świata duchów z pełnometrażowej wersji. No wiecie chodzi mi o tę zniszczoną wersję naszej ziemi, po której chodzą przerażające kreatury. Super to wyglądało, ale może tym razem pokazywali inny wymiar. Przyznam się jednak, że kilka razy miałem ciary na plecach. Niektóre umarlaki mogą przestraszyć.

Ogólnie historia jest ciekawa. Możemy napotkać wiele zawiłości oraz zagadek do rozwiązania. Mnie najbardziej ciekawi, kim u licha jest Chas (Charles Halford)? Dopracowanie może nie jest na najwyższym poziomie, ale mają jeszcze czas, żeby popoprawiać, co nieco. Może specjalnie umieścili w necie pilotowy odcinek żeby zobaczyć reakcję przyszłych widzów i odnaleźć mankamenty swojego dzieła. Mam nadzieję, że tak jest naprawdę, bo serial ten ma przyszłość, jeżeli odpowiednio go oszlifują. Może stać się diamentem, który zapewni im masę kasy. Moja ocena tego odcinka to 4-/5. Sami widzicie, że nie jest tak źle.

2 komentarze:

  1. Oglądałam film i bardzo mi się podobał. Seriali nie oglądam, ale może chociaż odcinek pilotażowy zobaczę :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem warto. Chociaż doszły mnie ostatnio słuchy że nie będzie to ostatni odcinek pilotażowy, ale to pewnie tylko plotki.

    OdpowiedzUsuń