Tryb noc/dzień

14 maja 2014

Elżbieta Cherezińska - Saga Sigrun

0
Moje zainteresowanie kulturą oraz mitologią skandynawską zaczęło się już jakiś czas temu. Uwielbiam czytać o wyczynach dzikich wojaków, jakimi są wikingowie. Ich pięknie zdobione, długie łodzie, żar przygody w sercu oraz wielka odwaga sprawiały, że wiele razy zastanawiałem się jakby to było, być jednym z nich. Lubię sagi, opowieści albo zwykłe książki, w których pojawiał się, chociaż rąbek ich historii albo wierzeń. Zauważyłem jednak, że najczęściej opowiadały one o mężczyznach. Tylko oni mieli szansę zasiąść przy wielkim stole razem z Odynem w Wallhali. Kobiety często wydawały się gorsze, miały tylko zaspokajać ich potrzeby na ziemskim padole i zajmować się domem. Na szczęście ostatnio w moje ręce trafiła książka, która rekompensuje wszystkim niewiastom ten szowinistyczny punkt widzenia. Dobra przesadziłem trochę. Każda religia kieruje się własnymi prawami i nie powinniśmy się czepiać. Wróćmy jednak do pozycji, którą chciałbym Wam przedstawić.

Z twórczością Elżbiety Cherezińskiej jeszcze nigdy się nie spotkałem. Nie wiem jak to się stało, czemu omijałem ją na półkach. Po prostu tak było i już. Coś jednak się zmieniło. Po przeczytaniu pozytywnej recenzji „Sagi Sigrun”, wiedziałem już, że to coś dla mnie. Książka ta jest pierwszym tomem niezwykłego cyklu „Północna Droga” przenoszącego nas w wspaniały świat wikingów, odwagi i miłości.

Już na samym początku dowiadujemy się, że narratorem całości jest główna bohaterka, czyli Sigrun. Jak sama twierdzi jest już w jesieni życia. Wspomina, a raczej opowiada swoją historię. Jako jedyna córka jarla Apalvaldra zawsze była kochana i rozpieszczana. Syna mógłby wychować na woja, jakim sam był. Dla niej jednak szykował coś wielkiego. Nikt swojej pierworodnej nie wyda za byle kogo. Tak było i tym razem. Dziewczyna wyszła za jarla Regina. W ten sposób dwa wielkie rody połączyły się. Życie jej wraz, z wybrankiem serca opływało w luksusach, szczęściu i niestety smutku. To ostatnie pojawiało się, gdy mąż wyruszał na wyprawy, a ona oczekiwała go z niepewnością w sercu. Mógł zginąć trafiony, chociażby zatrutą strzałą. Nie była jednak tylko jego kochanką, lecz i matką jego dzieci, do tego powierniczką sekretów, głosem sumienia oraz drugą połówką tego samego serca.

Nie wiem, co mogę opowiedzieć więcej o fabule, żeby nie zdradzić zbyt wiele. Cały czas coś się dzieje. Sigrun opowiada po prostu o swoim życiu, jako żonie jarla i matce dwójki wspaniałych pociech Bjorna i Gudrunn.

Elżbieta Cherezińska jest mistrzynią słowa. Wspaniale buduje historie, cudownie opowiada. Czasami wydawało mi się to wszystko bajką. Zbyt idealny świat. Miłość bez zdrady. Kto nie chciałby w takiej bajce żyć. Kochać, miłować z wzajemnością równie mocną jak nasze własne uczucie. Nie chce żebyście mnie źle zrozumieli. Jestem facetem i mogłoby się wydawać, iż powinienem lubować się w walce. Tak jest. Ale tutaj starcia były gdzie indziej. Nie na polu bitwy czy też w łożu, lecz każdego dnia wykonując zwykłe obowiązki. Stawały się czymś wyjątkowym. Wszystko miało jakiś cel. Nie było czasu na nudę czy lenistwo. Główna bohaterka przedstawiona jest, jako kobieta twarda, pewna siebie, ale niepozbawiona uczuć. Chce kochać, ale zna również swoje powinności wobec męża i grodu. To jest właśnie takie niezwykłe. W świecie zdominowanym przez mężczyzn, gdzie jedynym językiem porozumienia jest piwo i miecz, idealnie się odnajduje. Staje się częścią tego środowiska.

Autorka wspaniale pokazuje również tło historyczne, walki na morzu, w których nie bierzemy udziału, ale potem o nich słuchamy, pojawienie się chrześcijaństwa czy też zatargi między władcami. To wydarzyło się naprawdę. Na tym ten świat zbudowano. Nie zapominajmy o tym.

Jednak to jest tylko tło. Gdzieś przecież musi toczyć się cała opowieść. Spójrzmy jednak na pierwszy plan, na miłość dwójki bohaterów Sirgun i Regina. Jak w każdym związku tak i tutaj przepełniony on jest namiętnością i pożądaniem. Nigdy nie byłem wielbicielem seksu w literaturze. Zwłaszcza, że wielu pisarzy lubiło z tym przesadzać. Tutaj czytało mi się to z przyjemnością. Ogólnie ich uczucia oraz wspólne wizyty w alkowie, opisane tu są w sposób niesamowity. Nie ma tu prostackiego, wulgarnego języka. Obydwoje w tych momentach przenoszą się w inne miejsca. Ona staje się morzem, a on okrętem. Nie wiem czy akurat takie porównanie zostało użyte w książce, ale chodzi mi o tą niesamowitą moc słowa. Czytając to czułem się jakbym słuchał jakiejś pieśni. Poruszało mnie to dogłębnie. Wreszcie miłość nie była tylko zaspokajaniem rządzy cielesnej, lecz zjawiskiem prawie duchowym. Teraz już chyba całkiem przesadziłem. Brakuje mi jednak słów żeby opisać to tak jakbym chciał.

Teraz zwrócę uwagę na porównania, o których już wspomniałem. Jest ich pełno. Chociażby na samym początku bohaterka określa się, jako drzewo, z którego liście już opadły. Nie nazywa tego prostacko starością, chociaż tak byłoby najprościej. Człowiek tu nie umiera on psuje się jak nadgniłe jabłko, które kiedyś było jędrne i czerwone, a jeszcze wcześniej było jasnym kwiatem. To nie moje słowa, lecz autorki. Zobaczcie, jaka magia jest w nich ukryta. Jesteśmy częścią natury. Wszędzie zachodzą takie same procesy. Czas przemijania. Wszystko ma początek i koniec. Po zimie jednak znowu przyjdzie wiosna. Prawdziwa poezja.

„Saga Sigrun” to kawałek wspaniałej polskiej literatury, która bez kozery może stanąć koło Bernarda Cornwella. Nie żartuje z tym. Miło zaskoczyło mnie to, że zamiast walk znalazłem uczucie czyste jak dusza niemowlęcia. Wielu może się wydawać, że to kolejny romans tylko umieszczony w X wieku. Może oni mają racje, ale co z tego, jeżeli został napisany niepowtarzalnym językiem. Pamiętajmy jednak, że to świat brutalny. Krwawe ofiary składane ze zwierząt to rzecz normalna, tak samo jak i zdrady, czy też spiski. Bogowie pragnęli krwi przelanej w ich imieniu.

Tak się wkręciłem w całość, że zapomniałem o innych bohaterach. Przecież nie tylko Sirgun i Regina tu spotkamy. Reszta postaci jest równie wyrazista, co ta dwójka, ale co najważniejsze każda ma jakiś cel. Nie ma tu nikogo, kto by po prostu był. Jeżeli jego imię zostało wymienione to wiedzmy, że nie jest byle, kim. Ostatniego słowa jeszcze nie powiedział. Spójrzcie chociażby na Urd, która niby wieszczy przyszłość. Robi to jednak w sposób tak nie jasny, że nie wiemy, kiedy przepowiednia się ziści.

Dawno nie napisałem tak długiej recenzji i mam nadzieje, że czytelnicy mi to wybaczą. Pewnie nawet połowy moich odczuć nie udało się w nią przelać. Więc moja rada jest taka. Nie zastanawiaj się długo. Weź do ręki tą wspaniałą powieść i przenieść się do świata, gdzie miłość jest równie ważna, co wojna. Gdzie kobieta nie jest słabsza od męża swego, a ziemia jest krwią zbrukana. Każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie. To cudowna, niezwykła historia, koło której nie można przejść obojętnie. Już od pierwszych przeczytanych linijek po mojej głowie chodziło przysłowie bardzo tu pasujące „Za każdym wielkim mężczyzną stoi wielka kobieta”. Tymi słowami zakończę recenzję. Moja ocena 5/5.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Miejsce wydania: Poznań
Wydanie polskie: 5/2009
Liczba stron: 406
Format: 145x205 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
ISBN-13: 978-83-7506-351-6
Wydanie: I
Cena z okładki: 29,90 zł
Ukryj widgety

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz